SIGNIFICANT POINT
„Into the Storm”
Dying Victims Productions 2021
Gdy słuchamy pierwszego, pełnego longa japońskiej grupy młodzieżowej Significant Point, od razu rzuca się na uszy, że ci panowie uwielbiają to, co robią i poświęcają się temu bez reszty. „Into the Storm” to bowiem płytka, którą wypełnia klasyczny, zadziorny, chwytliwy Heavy/Speed Metal zagrany z ogromną pasją i zaangażowaniem. Chłopaki ani przez chwilę nie spuszczają z tonu i praktycznie z każdego, zawartego tu wałka wylewają się tradycyjne, energetyczne, szybujące, ciosane na ostro, melodyjne riffy, strzeliste, dopracowane solówki, galopujące z odpowiednim przytupem bębny, wyrazisty, dudniący solidnie bas i wzorcowe wręcz dla tej stylistyki wokale lawirujące płynnie pomiędzy czystym, mocnym śpiewem, a bardziej agresywnymi, kąśliwymi, drapieżnymi, wojowniczymi wersami. Muzyka, jaka znalazła się na tym albumie czerpie pełnymi garściami ze spuścizny lat 80-tych, a zespół w każdym praktycznie, słyszalnym tu dźwięku podkreśla celowo i wyraźnie fascynację klasycznym metalem z tamtej epoki. W składzie grupy znajduje się jeden aktualny i jeden były muzyk kultowego w Japonii Evil, więc być może stąd bierze się łatwość, z jaką chłopaki poruszają się w obrębie wybranego przez siebie, na wskroś tradycyjnego stylu. Nie trudno zatem usłyszeć na tym materiale inspiracje Agent Steel, Iron Maiden, Judas Priest, Iron Angel, Warlock, czy w mniejszym stopniu Anvil, więc nawet jeżeli tymi naleciałościami zawarte tu wałki nie są przesiąknięte w całości, to w poszczególnych fragmentach dość łatwo można wyczuć ducha wymienionych tu przed chwilą zespołów. Produkcja jest dynamiczna, mocna i ma odpowiedni pazur. Nie zapomniano jednak, że to jest metal, więc ta muza nie jebie formaliną i laboratoryjną sterylnością, jest w niej także odrobina brudnego pyłu, co niewątpliwie dodaje jej ognia. Całościowo bardzo solidnie to żre, gdyż większość materiału oparta jest na ataku dwóch wioseł i korelacjach pomiędzy nimi, choć jedna rzecz na tym albumie troszeczkę mnie drażni. Momentami Japończycy nieco się zapominają bądź mięknie im rura i zapędzają się w zbyt słodkie melodie przypominające lukrowany, mdły Power Metal, co zdecydowanie tępi ostrze tej płyty. Szkoda, gdyż pokazali na „Into…” kilkukrotnie, że potrafią także grać z jajem, werwą i odpowiednim zadziorem. Jeżeli zatem zawodnicy z kraju kwitnącej wiśni pójdą na swej dalszej drodze w stronę korzennego, klasycznie zadziornego, intensywnego Heavy/Speed Metalu, to zapewne ich produkcje będą regularnie gościły pod moimi strzechami, jeżeli jednak wybiorą drogę lateksowego, słodziutkiego Power Metalu rodem z Włoch, to nasza przygoda się zakończy, zanim się rozpoczęła, czyli na napisaniu powyższej recenzji.
Hatzamoth
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz