Hexorcist
"Evil Reaping Death"
Memento Mori / Unholy Prophecies / Godz Ov War 2021
Zanim zacznę o muzyce, muszę nadmienić, iż dawno nie trafiłem na tak wyśmienitą okładkę, jak ta zdobiąca "Evil Reaping Death". Oczywiście skojarzenia z "Blood Fire Death" są tu nieuniknione, jednak ten obrazek podoba mi się jeszcze bardziej i przede wszystkim doskonale oddaje klimat sonicznej zawartości albumu. Pochodzący z Miami Hexorcist debiutuje pełnym materiałem zawierającym niecałe czterdzieści minut death metalowego wpierdolu. Po krótkim wprowadzeniu od razu dostajemy w twarz Treyową solówką, a potem... Lata osiemdziesiąte wróciły i kłania się w pas "Abominations of Desolation" i tym podobne klimaty. Amerykanie już poprzednim wydawnictwem narobili mi smaka, lecz przyznam z ręką na sercu, że aż tak dobrego materiału się po nich nie spodziewałem. W każdym z dziesięciu utworów częstowani jesteśmy staroszkolnymi akordami, świetnymi partiami solowymi i grobowym wokalem. Hexorcist świetnie sobie radzą zarówno w partiach blastujących, jak i nieco wolniejszych. Poza wyjątkowo dobrymi aranżami gitarowymi zaskakują genialne partie perkusyjne, przy których aż się chce, jak za gnoja, chwycić za pałeczki i ponapierdalać w pufy strojąc groźne miny. Na "Evil Reaping Death" znajdziecie wszystko, co w death metalu najlepsze. Tego krążka słucha się od dechy do dechy z zapartym tchem, a kiedy dobiega on końca nie sposób oprzeć się przed włączeniem go od początku. Jakie tu są riffy, jakie przejścia, jakie genialne rozwiązania, to pampers przecieka. Nie ma natomiast grania na jedno kopyto czy wałkowania w kółko tego samego motywu. Ta muzyka żyje i pulsuje w sposób tak naturalny, że można zwątpić w to, co pokazuje kalendarz. W dodatku materiał ten brzmi jakby został nagrany z trzydzieści lat temu we wiadomym studio na Florydzie. Czyli sto procent organiczności, zero komputera. I jebał to pies, że Hexorcist nie wnoszą niczego nowego do gatunku skoro w sposób wybitny oddają swoją muzyką ducha złotej ery śmierć metalu. Śmierć metalu mającego w sobie jeszcze wyczuwalne thrashowe naleciałości, jakże charakterystyczne dla okresu, kiedy z jednego gatunku wykluwał się drugi. Wspomniałem wcześniej, że najwięcej na tej płycie Morbid Angel, jednak nie jest to jedynie bezmyślna, choćby nawet niewiadomo jak umiejętna, ale kopia. Hexorcist pobrane od mistrzów lekcje wykorzystali do tworzenia czegoś własnego. I to właśnie dlatego ta płyta jest tak kurewsko zajebista. I nie ma sensu się nad nią rozpisywać w nieskończoność. Jej po prostu trzeba posłuchać. Z obowiązku dodam jeszcze, że "Evil Reaping Death" kończy świetnie wkomponowujący się w całość cover Devastator "Crucifixion". Bez dwóch zdań, ten album to pozycja obowiązkowa dla czcicieli śmierci i Szatana.
- jesusatan
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz