GALVANIZER
“Prying Sight Of Imperception”
Everlasting Spew Records (2021)
Mam wrażenie, że jestem w tej mniejszości, która
niespecjalnie entuzjastycznie odebrała debiutancki krążek Finów z Galvanizer.
Hasło „dobre, bo fińskie” w tym przypadku u mnie nie zadziałało, dlatego też
nie wyczekiwałem „Prying Sight Of Imperception” z niecierpliwością. I może też
dlatego ten mój brak oczekiwań sprawił, że drugą płytą Finów po prostu potrafię
się cieszyć, a pół godziny spędzone z omawianym tu wydawnictwem na pewno nie
będzie czasem straconym. Ekipa z Kraju Tysiąca Jezior nadal czaruje
deathgrindem, ale nie mogę oprzeć się wrażeniu, że praca domowa z klasyki
rodzimej ceny została odrobiona wzorowo. Wyraźnie zwraca uwagę fakt, że muzycy
Galvanizer słuchali dużo swoich krajanów z Xysmy, gdyż na „Prying...” nie
brakuje wycieczek w bardziej rozbujane, rokendrolowe rewiry, co w Anus Domini
2021 jest raczej kierunkiem egzotycznym dla tego typu grania. Nie mogę jednak
oprzeć się wrażeniu, że jego największym atutem jest cudowna naiwność, swoista
nieporadność, ale i zarazem autentycznie pierwotny charakter muzyki. Tempo,
sposób gry, to jak te utwory się rozwijają… no płyta żywcem wyjęta sprzed 30
lat, która ma się nijak do współcześnie panujących trendów. Podobny casus
zaliczyli w tym roku ich kamraci z Morbific, przy czym muzycy Galvanizer wydają
się być bardziej świadomi tego co tworzą, mniej miejsca tu na przypadkowość
nadrabianą animuszem i zaangażowaniem niż miało to miejsce w przypadku twórców
„Ominous Seep Of Putridity”. „Prying Sight Of Imperception” to żadne wielkie
granie, ale trudno temu albumowi odmówić atutów, które czynią go wartościowym,
takim, którego chce się słuchać z frajdą i cieszącą się michą. Komu tęskno do
deathmetalowej estetyki lat 90-ych nie powinien przegapić tego wydawnictwa, bo
choć Galvanizer to zaledwie epigoni, to życzyłbym sobie więcej takich epigonów
na deathmetalowej scenie.
Harlequin
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz