sobota, 17 lipca 2021

Recenzja ZARATUS „In the Days of Whore”

 

ZARATUS

In the Days of Whore”

Ván Records 2021

Gdy tylko przeczytałem, jacy muzycy stoją za tym projektem, rzuciłem się na tę płytkę, niczym hiena na soczystą padlinę. Grecki odłam Czarciego Metalu od zawsze bowiem był bliski memu sercu, a hordy takie, jak Thou-Art.-Lord, Varathron, Nergal, czy Katavasia każdorazowo swą muzyką trafiały celnie w mój punkt G, dostarczając mi ekstatycznych doznań duchowych. Celowo wymieniłem tu tylko te cztery zespoły, gdyż to właśnie panowie za nie odpowiedzialni tworzą także Zaratus. Debiutancki album grupy zawiera siedem kompozycji, które bez żadnego pierdolenia przypadną do gustu wszystkim, którzy cenią sobie twórczość wymienionych tu powyżej, macierzystych formacji tych dwóch jegomości. Podstawą tego prawie pięćdziesięcio-minutowego albumu jest klasyczny, hellenistyczny Black Metal, jednak nie jest to kolejna, tradycyjna, typowa dla tego gatunku płyta. Na „In the Days of Whore” znajdziemy znacznie więcej różnorakich smaczków, meandrów i mrocznych niuansów, które otaczają ów grecki kręgosłup muzyki Zaratus. W agresywnych, jadowitych riffach czuć sporo Skandynawii, pojawiają się także w tej materii ledwo wyczuwalne dysonanse i towarzyszące im atonalne akordy, oraz czyste, gitarowe pasaże. Sekcja rytmiczna potrafi dojebać siarczyście, by po chwili bardzo płynnie przeskoczyć do niezwykłego schematu rytmicznego i trochę żal, że to automat, bo gdyby były to bębny akustyczne, to ich partie byłyby wyjątkowe. Z drugiej jednak strony perkusja z trupa nadaje tej płycie momentami delikatnie industrialnego wydźwięku kojarzącego się w pewnym stopniu z produkcjami Mysticum. Sporo tu także stosunkowo melodyjnych struktur, zwłaszcza w szybszych fragmentach, ale mimo to ta muza cały czas hipnotyzuje i wciąga, wypływa z niej mrok i agresja oraz sączy się zło. Panowie odważnie i często sięgają też po klawisze, które robią tu doskonałą robotę, podkręcając diaboliczną, nierzadko psychodeliczno-neurotyczną, majestatyczną, okultystyczną aurę tego krążka, a do tego brzmią bardzo naturalnie i organicznie. Podobnie zresztą sprawa się ma ze schizoidalnymi partiami fortepianu, czy bardzo umiejętnie użytym saksofonem o ponurej barwie. Wyśmienicie słucha się tego materiału, z jednej strony greckiego do szpiku kości, a z drugiej eksplorującego i odważnie sięgającego głębiej, w inne rejony, aż do początków sceny Black Metalowej i to niekoniecznie z Hellady. O tym albumie można by rozprawiać długimi godzinami, gdyż z każdym kolejnym odsłuchem można wyłapać jakiś pominięty uprzednio wątek zaplątany w tym gęsto utkanym, mrocznym gobelinie dźwięków. Jak dla mnie wyśmienita rzecz. Czekam na kolejne nagrania Zaratus.


Hatzamoth

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz