poniedziałek, 12 lipca 2021

Recenzja Diskord „Degenerations”

 

Diskord

Degenerations”

Trenscending Obscurity Rec. 2021

Trochę obawiałem się nowego krążka Diskord. Z tego prostego powodu, że po dwóch genialnych płytach „Oscillations” jawił mi się jako lekka zadyszka. Nie była to absolutnie zła EP-ka, ale mimo wszystko wskazywała na lekki spadek formy. Panowie jednak najwyraźniej dobrze wykorzystali ostatnie siedem lat, gdyż nowy materiał to powrót na właściwe tory. Na „Degenerations” znajdziemy nieco ponad czterdzieści minut wyjątkowego w swoim rodzaju death metalu. Od samego początku Norwegowie stanowili jeden z tych zespołów, które kreują trendy a nie je kopiują. Przez lata wykształcili swój własny, rozpoznawalny i niepodrabialny styl, czerpiąc nie tylko z klasyki śmierć metalowego grania, ale także gatunków dość odległych. W ich kompozycjach znajdziemy niezliczoną ilość zwrotów akcji, zmian tempa i pokręconych akordów. Sposób w jaki trio łączy ze sobą deathmetalową siłę z technicznymi, chwilami zahaczającymi nawet o jazz łamańcami, urozmaicając całość mnóstwem często nie mających nic wspólnego z ekstremą dodatków sprawia, że ich muzyka jawi się momentami niczym czysta improwizacja utalentowanych i doświadczonych muzyków, zagrana z niebywałym kunsztem. Oni absolutnie nie starają się trzymać sztywno ram gatunku. To co robią, to w zasadzie wolna amerykanka. A jednak nadal jest to death metal, tylko w wersji 2.0. Nowoczesny a zarazem spełniający staro szkolne standardy. Mimo, iż chłopaki z Oslo odeszli dość daleko od pnia gatunku, to nadal nie zapomnieli skąd wyrastają ich korzenie. Co ważne, zespół swoje pomysły ubiera w wyjątkowo odpowiednie brzmienie. Czytelne i pozwalające cieszyć się każdym najdrobniejszym szczegółem, nie pozwalające, by cokolwiek umknęło naszej uwadze a zarazem niewysterylizowane i organiczne. Każdy instrument jest dokładnie wyeksponowany, łącznie z cudownie pluskającym basem, którego partie chwilami przypominają mistrza DiGiorgio. Osobna sprawa to wokale, równie bogate co sama muzyka, zaaranżowane w taki sposób, by jeszcze bardziej uwypuklić dramaturgię albumu. Ogarnięcie wszystkiego co dzieje się na tym krążku jest na pewno czasochłonne i wymaga pełnej atencji, nie może być traktowane za pomocą półśrodków. „Degenerations” to nie jest płyta, którą spotkasz za każdym rogiem. Jest wymagająca, ale odwdzięcza się niesamowitym przeżyciem. Warto poświęcić tym nagraniom chwilę czasu by dotrzeć do sedna i odkryć ich magię w pełnej okazałości.

- jesusatan

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz