WHITE WARD
„Debemur Morti” (Ep)
Debemur Morti Productions 2021
Wszelakiej maści Post-Metalowe hybrydy, a Post-Black Metalowe w szczególności (poza pewnymi wyjątkami oczywiście) nie specjalnie do mnie trafiają, delikatnie mówiąc. Ukraiński White Ward, jak zapewne się domyślacie, należy właśnie do grupy zespołów eksplorujących takie terytoria, więc jak dotychczas nie specjalnie było nam po drodze. Czy zatem ich najnowszy materiał, będący 17-minutową Ep’ką wydaną na specjalną okazję upamiętnienia dwusetnego wydawnictwa Debemur Morti coś zmieni w tej dziedzinie? Raczej nie, ale uczciwie przyznać trzeba, że White Ward tworzy muzykę niestandardową, momentami intrygującą i wymykającą się jednoznacznym określeniom. Znajdziemy tu zarówno siarczyste, jadowite, surowe, Black Metalowe fragmenty, w których wyraźnie przebija fascynacja skandynawską, II falą gatunku, jak i nieco bardziej melodyjne, czarcie pasaże, zdecydowanie mocniej stonowane, niemal Ambientowe tekstury, a także bardziej pozawijane, atmosferyczne linie dźwiękowe czerpiące pełnymi garściami z Blackjazzu. Usłyszymy także na tej produkcji pewne ślady Blackgaze, szeroko pojętego grania progresywnego i oczywiście Post-Metalu we wszelakich konfiguracjach. Trzeba przyznać, że sporo dzieje się w zawartych tu dwóch wałkach. Black Metalowa agresja splata się tu z nieco kwaśnym, jazzowym saksofonem, bardziej złożone struktury równoważone są przez dźwięki nawiedzonego pianina i miękko płynące, bardziej melodyjne, atmosferyczne pejzaże dźwiękowe, a klasyczne, czyste wokale o melancholijnym posmaku wykonane gościnnie na tej produkcji przez Larsa Nedlanda znanego z Borknagar, czy Solefald kierują muzykę Ukraińców w nieco inną od ich muzycznego spektrum stronę i dodają jej zarazem szlachetnego szlifu. Paradoksalnie, właśnie te niemetalowe składniki „Debemur Morti” podobają mi się najbardziej, robiąc tu genialną robotę. Tworzą one bowiem genialny, lekko depresyjny, niepokojący, owiany mgiełką tajemnicy, hipnotyczny, oddziałujący na psychikę słuchacza klimat, który niestety często jest niszczony niemal do cna, gdy do głosu dochodzi korzenna, Black Metalowa surowizna. Wydaje mi się, że zespół musiałby popracować nad umiejętnym połączeniem tych dwóch składowych, gdyż na razie trochę to kuleje. Część niemetalowa jest intrygująca, wciągająca i robi naprawdę duże wrażenie, natomiast część metalowa wygląda zdecydowanie biedniej i jest co najwyżej solidnie przeciętna. Właśnie ten wyraźny konflikt i rozwarstwienie pomiędzy kluczowymi elementami tego wydawnictwa obniża w moich oczach dosyć mocno wartość tej Ep’ki i nie pozwala mi w pełni cieszyć się nietuzinkowością i feelingiem dźwięków zawartych na „Jesteśmy Śmiercią”. Kolejna Post-Black Metalowa produkcja, która ma ciekawe, wciągające momenty, ale całościowo mnie nie zachwyca.
Hatzamoth
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz