sobota, 10 lipca 2021

Recenzja MONADS „IVIIV”

 

MONADS

„IVIIV”

Aesthetic Death 2017

 

Monads to kwintet stacjonujący w Belgii, założony na początku 2011 roku. Nie wiem, jak to się kurwa stało, ale pierwsze dźwięki tworzone przez tę grupę usłyszałem dopiero w połowie 2021 roku, a to za sprawą ich pierwszego albumu długogrającego, wydanego w 2017 roku pod sztandarami Aesthetic Death. Jak zatem widzicie, parę lat ta płytka egzystuje już na scenie i zebrała przez ten czas sporo pochlebnych recenzji, zatem pozwólcie, że i Hatzamoth dorzuci swoje trzy grosze na temat „IVIIV”, zwłaszcza że to naprawdę bardzo dobra produkcja. Album ten, to 50 minut w chuj ciężkiej, miażdżącej bezlitośnie muzy obracającej się w klimatach Funeral Doom Metalu. Napotkamy tu zatem wgniatające w podłoże bębny wsparte grubym, ociężałym, wyrazistym basem, potężne, monumentalne, masywne, momentami nieznośnie wolne, ale zarazem nasycone w minimalnym stopniu melancholijnymi melodiami riffy i głębokie, ponure, ekspresyjne, gardłowe growle, które obrazują rozpacz, ból i bezsilną wściekłość niemal we wszystkich możliwych formach. Myślę, że zaszufladkowanie muzyki Monads w przegródce z napisem Funeral Doom Metal jest trochę krzywdzące dla zespołu, bo choć gatunek ten jest niewątpliwie podstawą dźwięków tworzonych przez Belgów, to materiał ten zawiera sporo cech i struktur, zasługujących na ich wnikliwe wysłuchanie. Przede wszystkim każdy dźwięk został tu starannie dopracowany, więc ta muza wciąga, hipnotyzuje i uzależnia, potrafiąc utrzymać przy sobie słuchacza przez cały czas trwania tego albumu. Wałki trwające w przedziale od 10 do 16 minut nie ciągną się monotonnie, jak flaki z olejem, są interesujące i sporo się w nich dzieje. Niby te cztery utwory, z którymi obcujemy, są do siebie bardzo podobne, ale jednocześnie na tyle różne, by zaznaczyć swoją odrębność na tym gęstym, przytłaczającym, monolitycznym wręcz albumie. Prócz obezwładniającego ciężaru, psychodelicznych tekstur, akustycznych partii wioseł i doskonałych, depresyjnych harmonii zespół pomysłowo powplatał w swe kompozycje odrobinę post-rockowych pasaży i kilka szybszych, ożywczych fragmentów, filtrując je zarówno z Death, jak i Black Metalu bez zachwiania podstaw i jednolitego, zwartego charakteru swej twórczości. Ta masywna ściana starannie skomponowanych dźwięków emanuje także doskonałym, niemal mrożącym krew w żyłach, zimnym, cmentarnym klimatem, który ora mózgownicę, jak ta lala. Brzmienie oczywiście tłuste, soczyste i przestrzenne, ale zawarte tu wałki posiadają także sporą chropowatość (zwłaszcza w sferze pracy wioseł) i zawierają nieco wilgotnej, grobowej pleśni. Miłośnicy Evoken, Mournful Congregation, Esoteric, Doom:VS, Disembowelment, czy Mourning Dawn z pewnością będą mieli na czym ucho zawiesić. Czas zatem na małe podsumowanie. Monads na swym płytowym debiucie prezentuje złożony i nie do końca przewidywalny Funeral Doom Metal w ciekawym stylu. To ciężka, świetnie zaaranżowana muzyka z głębokimi harmoniami, dopracowanymi strukturami i rozbrajającą, wgniatającą w podłoże aurą. Bez dwóch zdań, świetny krążek. Czekam z niecierpliwością na następcę „IVIIV”.

 

Hatzamoth

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz