wtorek, 27 lipca 2021

Recenzja VIRULENT VASECTOMY „Harum Scarum”

 

VIRULENT VASECTOMY

Harum Scarum”

Death Penalty Records 2021


Zaprawdę dziwna jest historia tego chorego, meksykańskiego aktu. Raz funkcjonowali jako Virulent Vasectomy, raz jako Gangrena, by znowu po jakimś czasie powrócić do pierwotnej nazwy i akurat to jest jeszcze w miarę zrozumiałe, ale chronologia wydawnictw już ni chuja, ni kupy, ni dupy się nie trzyma, bowiem w czasach, kiedy zespół funkcjonował jako Gangrena, ukazuje się pierwszy, pełny album … Virulent Vasectomy. Zresztą nieważne, wszak są na tym świecie rzeczy, o którym podobno nie śniło się nawet filozofom, więc konotacje pomiędzy wydawnictwami Gangrena, a Virulent Vasectomy zostawmy właśnie wszelakiej maści myślicielom, zwłaszcza że w tej recenzji będziemy zajmować się drugim, tegorocznym albumem meksykańskiej grupy, a tu już żadne zawirowania czasowe nie występują. Tak więc „Harum Scarum” to prawie 34 minuty brutalnego Death Metalowego napierdalania, które wszystkim zwolennikom okrutnego, barbarzyńskiego wywlekania wnętrzności zrobi dobrze, niczym wprawiona w swoim fachu ladacznica. Album ten nie jest co prawda jakąś wielką rewelacją, ale chłopaki bardzo dobrze znają się na swojej robocie, więc „Harum Scarum” to konkretny, brutalny w chuj, momentami lekko chaotyczny wykurw, co niejako stało się już pewnego rodzaju znakiem rozpoznawczym undergroundowych, meksykańskich grup z kręgu brutalnego metalu śmierci. A zatem twórczość Virulent Vasectomy oparta jest o miażdżące, siejące totalną rozpierduchę gary wspierane przez gruby, w pizdu rozrywający bas, patroszące zawodowo, bestialskie, bezlitosne riffy i chory, przesiąknięty szaleństwem growling z okazjonalnymi świńskimi wynurzeniami. Brzmi to wszystko konkretnie i bezkompromisowo. Jest więc tłusto, mięsiście i z odpowiednim ciężarem gatunkowym, ale zarazem odsłuch tego materiału nie przysparza zawodowcom żadnych problemów (amatorzy mają już nieco gorzej). Dojebać zatem ta muza potrafi naprawdę solidnie, choć niewątpliwie kierowana jest do zawężonego grona odbiorców. Ja akurat mam przyjemność znajdować się w tym wąskim gardle i choć na kolana przed tą produkcją nie padam, to podoba mi się to, co słyszę na tym brutalnym wydawnictwie. Zrozumiałym jest zatem, że chętnie zapoznam się z następną chorą wizją stworzoną przez tych popierdoleńców z Meksyku.


Hatzamoth

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz