piątek, 19 sierpnia 2022

Recenzja Kuka’ilimoku / Aarkanne „Ele’abyssus”

 Kuka’ilimoku / Aarkanne

„Ele’abyssus”

Inferna Profundus Records 2022


Jesienią tego roku za sprawą Inferna Profundus światło dzienne ujrzy split dwóch kapel. Pierwszą z nich jest Kuka’ilimoku. Ten jednoosobowy projekt został utworzony przez Hawajczyka, mieszkającego w Stanach Zjednoczonych Ameryki. Od momentu powstania nagrał już kilka demosów, a w 2021. wydał nawet długograja. Gość swoją twórczość oparł na nienawiści do tych wszystkich, którzy w nieodpowiedni sposób traktują jego ojczyznę jak i rdzennych mieszkańców tychże przepięknych wysp. W swoich tekstach porusza również kwestie historyczne związane ze swoim krajem, ale też tematy antychrześcijańskie. Swoją niechęć do wyżej wymienionych zagadnień postanowił ubrać w surowy black metal z wyraźnymi punkowymi naleciałościami. Jego wkład w to wydawnictwo stanowi pięć krótkich utworów, których dość chwytliwe riffy, pomimo swego barbarzyńskiego charakteru, wchodzą jak w masło. Prym wiodą świdrujące gitary, które poza punkowymi przygrywkami, podczas których muzyk wręcz chamsko wali w struny, przechodzą okresami w powykręcane i pędzące na złamanie karku tremolo. Walące beczki ochoczo przygrywają instrumentom strunowym, wygrywając swoje anarchistyczne umpa umpa. Wszystkiemu wtóruje złowieszczy wokal, przyprawiony sowicie pogłosem. Jest to okrutna i prymitywna muzyka, skierowana na konkretnego wroga. Przepełniona nacjonalistyczną ideologią, wycelowaną w amerykańskiego najeźdźcę. Pełno w niej agresji i raptowności. Bardzo ciekawe ujęcie czarciej sztuki, która już nie raz wykorzystywana była z podobnych pobudek. Jak się ma chilijska scena raw black metalu, udowadnia kolejny band tej składanki, niejaki Aarkanne. Zbyt wiele informacji o nich bądź o nim, nie znalazłem. Wiadomo tylko, że w 2020 roku pojawiło się demo, a rok później duża płyta. Po epce z obecnego nam panującego, dwa kawałki umieszczono na „Ele’abyssus”. Podczas ich trwania zasypywani jesteśmy oziębłymi i bestialskimi akordami, które zasuwają całkiem szybko. To istna lodowata zawierucha, oznajmiająca wojnę, a okrutne wokalizy tylko to potwierdzają. Nienawiść, bezwzględność i wściekłość to przymiotniki, którymi cechuje się te ponad dziesięć minut odhumanizowanych i pozbawionych wyraźnej melodii riffów. Dążą one tylko do wywołania odrazy oraz wieszczą zagładę zakłamanemu i ogłupionemu społeczeństwu. Pławiącym się z rozkoszą w takowych dźwiękach polecam. Bardziej wrażliwym proponuję pozostać przy Cradle Of Filth.

shub niggurath

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz