piątek, 12 sierpnia 2022

Recenzja Oerheks „Cagghenvinna”


Oerheks
„Cagghenvinna”
Amor Fati 2022

Piętnastego sierpnia Amor Fati wyda debiut bliżej jak dotąd nieznanego Oerheks. Z notki wydawniczej wynika, że odpowiedzialny za to dzieło twórca, jest Flamandczykiem i kocha black metal, gdyż w takim tonie utrzymana jest jego pierwocina. Dźwięki na niej zawarte, to płynące w średnim tempie, zapętlone riffy, cechujące się dość dużą dozą melodii, która obficie wsparta jest klawiszami. W tle przygrywają delikatnie wycofane beczki oraz dobrze słyszalny bas, który wraz ze wspomnianym syntezatorem dodatkowo podbija harmonijność „Cagghenvinna”. Przez pięć długich utworów belgijski miłośnik czerni, rzeźbi swoją, całkiem atmosferyczną wizję „blekowego” grania, kreśląc śpiewne akordy, które zabierają słuchacza w melancholijny świat, pełen mitów i tradycji starodawnej Belgii. Właśnie za pomocą nich, a także swoich instrumentów muzyk pragnie przedstawić własny sposób na mrok. Przez użycie odpowiedniej formy produkcji udało mu się to osiągnąć w pewnym stopniu, bo brzmienie zostało stosownie przybrudzone, co pozwoliło na otrzymanie efektu piwnicy i tym samym Oerheks zbliżył się poważnie do odmiany „raw” i dzięki temu na chwileczkę udało mu się odwrócić uwagę od sedna sprawy. Może i numery odegrane są z należytą estymą i w oparciu o odpowiednie wzorce, lecz nie w noszą nic nowego. Nie są też specjalnie porywające, a ich powłóczystość zwyczajnie nuży. Mało tu zła, agresji i czystej nienawiści. Za to jest nudno i bez szczególnego wyrazu. Chcieć, nie znaczy móc. Tego czegoś nie da się nauczyć, to trzeba mieć i tyle.

shub niggurath

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz