niedziela, 7 sierpnia 2022

Recenzja Vanagandr „Lycanthropic Black Metal”

 Vanagandr

„Lycanthropic Black Metal”

Inferna Profundus Records 2022


Vanagandr to kolejna młoda kapela, bo powstała zaledwie rok temu w Chile, którą pod skrzydełka przygarnęła litewska Inferna Profundus i dzięki temu słuchacze na naszej półkuli będą mogli zapoznać się z jej muzykowaniem. Nikogo pewnie nie zdziwi fakt, iż gatunek jaki reprezentuje tych dwóch panów to surowy black metal, inspirowany legendami o wilkołakach. „Lycanthropic Black Metal” to zatem osiem numerów zawierających w sobie dość pokaźną ilość chłodu. Cała produkcja jest bowiem wysoko nastrojona. Ostrość gitar wwierca się brutalnie w nasze synapsy, a talerze szumią w uszach jeszcze godzinę po wysłuchaniu tej płyty. Nie należy zapomnieć też o wokalu, który jest niczym innym jak tylko opętańczym wyciem i niejeden raz zapewne się przyśni, wyrywając nas spoconych ze snu. Ogólnie rzecz biorąc nic tutaj oryginalnego ani odkrywczego nie znajdziemy. Riffy płyną we wszystkich możliwych tempach przy akompaniamencie „pukającej” perkusji. Akordy są raczej posępne i mizantropijne, ale niekiedy między nie wkracza odrobina nienachalnej melodii, przez co nienawiść emanująca z tego materiału troszeczkę łagodnieje, przeistaczając się w lykantropijną melancholię. Tak jak już wspomniałem, nic nowego chłopaki nie wymyślili, ale na uwagę zasługuje sposób w jaki kształtują się riffy, ponieważ do złudzenia przypominają te z lat dziewięćdziesiątych, a dokładniej chodzi tu o wczesną Norwegię. W następstwie tego skojarzenia mogą płynąć w stronę początków Burzum czy Darkthrone, ale nie jest to nic uwierającego. Zresztą zespoły z Ameryki Południowej, które grają black metal, zdążyły już przyzwyczaić odbiorców swoim zamiłowaniem do korzeni drugiej fali. Ten kto lubi niech sobie sprawdzi, może się spodoba.

shub niggurath

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz