VoidOath
„Ascension Beyond Kokytus”
Cognitive Discordance Rec. / Cursed Monk Rec. 2022
Dziś wybierzemy się na przejażdżkę kostarykańskim
walcem. Stamtąd bowiem pochodzi VoidOath, wychylający właśnie łeb na
powierzchnię za sprawą debiutanckiego albumu. Już sama okładka przyciągnęła
moją uwagę, głównie dlatego, że momentalnie skojarzyła mi się z kultowym filmem
John’a Carpenter’a, być może domyślacie się jakim. Błyskawicznie okazało się,
iż muzyka kwartetu z San José
do banalnych nie należy. Panowie grają powoli, chwilami mocno ocierając się
nawet o klimaty funeral doomowe. Różnica polega na tym, że usypiają naszą
czujność wielokrotnie powtarzanym, ciężkim motywem jedynie po to, by znienacka
zaatakować nagłym przyspieszeniem albo nieoczekiwanie odmiennym akordem. Akcja
może nie zmienia się tu jak w kalejdoskopie, jednak nastrój płyty jest
starannie przemyślany, umiejętnie podtrzymywany i sukcesywnie rozbudowywany.
Nie ma tu przypadkowych dźwięków, wszystko jest na swoim miejscu i odgrywa
istotną rolę. VoidOath niezwykle sprawnie wymieszali w swoim kotle wpływy
Esoteric i Winter z precyzyjnie dobraną dawką sludge’owej klasyki a nawet kapką
stoner rocka. Dzięki temu ich kompozycje są intrygujące, wciągające i
bynajmniej nie pozbawione niespodzianek oraz różnego rodzaju ubarwiających
całość efektów. Co dla mnie istotne, ta muzyka gniecie swoim ciężarem, który to
zdecydowanie góruje tu nad melancholią. Próżno bowiem doszukiwać się na
„Ascension Beyond Kokytus” płaczliwych gitar dla cmentarnych smutasów, a mimo
to wszystko przesiąknięte jest przygnębieniem i beznadzieją. Są na tym albumie także fragmenty sprawiające
wrażenie, jak byśmy uczestniczyli w dziwnym obrządku, choćby gdy rytmiczne
bębny tworzą tło dla sprawiających wrażenie na nieco improwizowane gitarowych
harmonii pod koniec otwierającego płytę „Orion – Cygnus Descent”, albo w mocno
spontanicznym urywku w drugiej części „Alabaster Ruminations”. Nie bez znaczenia są tu także wokale, których
dialogi udanie podkreślają atmosferę poszczególnych fragmentów. Mimo iż
kompozycje VoidOath są dość długie (trzy z nich grubo przekraczają dziesięć
minut), to absolutnie się tego nie odczuwa i słucha się ich jak w transie.
Nagrania te brzmią mocno organicznie, powiedziałbym nawet, że w niektórych
partiach trochę koślawo, lecz zdecydowanie wolę takie niedociągnięcia niż
sterylną produkcję kastrującą muzykę z naturalności. To wszystko razem czyni
„Ascension Beyond Kokytus” albumem wartym zainteresowania i poświęcenia mu
przynajmniej kilku okrążeń. Bardzo ciekawe wydawnictwo.
- jesusatan
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz