„Mutilation on the Bed of
Winter”
Inferna Profundus Records 2022
Z
Kanadyjskim hordem Nocturnal Prayer mięliście już okazję zetknąć się przy
okazji kompilacji materiałów demo, jaka ukazała się przed dwoma laty, a na
temat to której kilka zdań mojego autorstwa mogliście przeczytać na
przepastnych łamach Apocalyptic Rites. Tym razem Pan Murder, władający
niepodzielnie tym projektem, prezentuje nam pierwsze, pełne wydawnictwo Nocnej
Modlitwy, któremu nadał imię „Mutilation on the Bed of Winter”. Dla wszystkich
ortodoksyjnych fanów surowego, mizantropijnego Black Metalu, będzie to z
pewnością pozycja warta uwagi, gdyż ideologiczna linia programowa, jaką
prezentował zespół na swych poprzednich produkcjach, została tu zachowana, a i
w kwestiach muzycznych otrzymujemy na tym albumie kontynuację tego, z czym
mięliśmy okazję obcować choćby na „Advance on Weakened Foes”. Ponownie
usłyszymy zatem na tym krążku rasową diabelszczyznę opartą na tradycyjnych
kanonach II fali gatunku. Przeważają patenty skandynawskie, jednak pewne
elementy rodem z otchłani ze znakiem klonowego liścia także przewijają się
przez ten materiał, podobnie zresztą jak dzikie schematy lo-fi przywodzące na
myśl scenę francuską, czy portugalską. Są tu chwile depresji wymieszanej z
ponurą, mroczną melancholią, jak i momenty rozpaczliwego niepokoju, jednak
przez większą część trwania tej płytki zalewają nas nienawistne strumienie
złośliwości i pogardy.Bębny sieją nielichy rozpierdol, operując zarówno
siarczystymi blastami, jak i gniotącymi, chorymi partiami. Chropowaty bas
barbarzyńsko wyrywa trzewia, wiosła tkają zimne, jadowite riffy nie stroniąc
jednak też od nieco bardziej dysonansowych, popapranych akordów, czy też zagrywek
charakterystycznych dla klasycznego, korzennego Heavy (jak choćby w utworze
„Moonlit Paths To The Cristalline Throne”), które wyśmienicie wpisały się w
koncept muzyki zawartej na „Okaleczeniu na Łożu Zimy”. Jeżeli chodzi natomiast
o warstwę wokalną, to płytka ta zawiera całą paletę plugawych wrzasków,
desperackich wymiotów, agonalnych jęków, przerażających szeptów, czy też
rytualnych, nawiedzonych śpiewów z samego dna piekła. Prócz ściany ziarnistego
riffowania podanej na tle perkusyjnej kanonady połechcą nas tu także przyjemnie
lodowate, grobowe melodie wijące się pomiędzy nasyconymi ciemnością fakturami
poszczególnych wałków, a bardziej majestatyczne momenty podkręcają bluźnierczy
wydźwięk tej płyty. Podoba mi się ta na wskroś monochromatyczna, szorstka, hipnotyzująca,
czarna surowizna. Niby proste, jak konstrukcja cepa to granie, a jednak wibracje
tworzone przez te dźwięki potrafią wprowadzić słuchacza w chory trans i wywołać
chwilami nielichy dyskomfort. Bardzo dobre, czarcie granie. Rogaty z pewnością
z zadowoleniem zamiata ogonem.
Hatzamoth
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz