niedziela, 7 sierpnia 2022

Recenzja Dead Void "Volatile Forms"

 Dead Void

"Volatile Forms"

Me Saco Un Ojo / Dark Descent 2022


Dziś zaglądamy do kraju Hamleta, skąd nadchodzi Dead Void. Po wydaniu trzech taśm demo nadeszła kolej na duże wydawnictwo, które to jest moją pierwszą okazją do zaznajomienia się z twórczością zespołu. Panowie zajmują się chyba wyburzeniami, bowiem ich muzyka to sypiący się na głowę gruz i tumany kurzu. Wszystkie instrumenty strojone są tu wyjątkowo nisko, co już na wstępie wybitnie przytłacza. Powolne akordy mruczą bardzo w tonie Winter, lecz Duńczycy (a w zasadzie Norweg i Brytole stacjonujący w Kopenhadze) nie powielają bezmyślnie stylu klasyków. Owszem, słychać wyraźnie, że pobierali u nich nauki, lecz zadania doomowe odrabiali już samodzielnie. Gitary mielą zatem miarowo i niespiesznie tworząc gęstą i ponurą atmosferę mogącą także przywoływać na myśl twórczość Grave Upheaval, a powtarzające się dość systematyczne, nieznaczne przyspieszenia to istny dwutonowy kafar wybijający swój mechaniczny rytm. Generalnie jest to granie proste. Jednak ta prostota pełna jest różnorodności, bowiem akordy przechodzą z jednego w drugi nie zaburzając smolistego i mrocznego nastroju albumu. Jest tu także kilka przełamań schematu, jak choćby prawdziwa erupcja rozpoczynająca "The Entrails of Chaos" czy fragment nieco Portalowy w "Perpetually Circling the Void". W tle przebrzmiewają króciutkie solówki, częściowo zagłuszane przez wszechobecny bas i głębokie perkusyjne dudnienie. Niezbyt skomplikowane, choć bywa, że zaskakujące nieoczywistymi patentami. Podobnie jak gitary, których niektóre partie stanowić mogą niezłe zaskoczenie poprzez powplatane tu i ówdzie smaczki. Zatem nawet przy braku technicznej finezji, są tu elementy odstające od szablonu i czyniące muzykę Dead Void bogatszą niż to się pierwotnie może wydawać. Nad całością unosi się głęboki, poczęstowany wybiórczo pogłosem wokal wybrzmiewający niczym głos starożytnego zła, ukrytego na dnie zapomnianej kopalni. Zresztą i w tej werbalnej materii pojawia się kilka wywołujących autentyczną grozę zabiegów. Wspomniałem, że Dead Void grają powoli, jednak słuchając tych pięciu kompozycji ma się wrażenie jakby uderzali w swoje narzędzia z całych sił, przez co krążek zyskuje niszczycielską wręcz moc. Tą muzyką można się udusić. Jest niczym szczelnie zamknięte pomieszczenie, w którym, z upływem czasu, zaczyna brakować tlenu. Wszystko się tu aż gotuje i zdecydowanie nie jest łatwe w odbiorze. Wymaga skupienia i odrobiny cierpliwości, by przebić się przez, wspomniany na wstępie, zasypujący nas gruz. Zawartość muzyczną "Volatile Forms" idealnie odzwierciedla jej okładka. Prosta, prawie minimalistyczna a mimo to intrygująca i tajemnicza. Pełna swobodnych interpretacji. Choćby jedynie wizualnych. Widzisz układającego się z dymu węża z otwartą paszczą, a przechylając głowę wyłaniającego się z fal Cthulhu... Tego typu płyt słucha się na jednym wdechu, nawet jeśli "Volatile Forms" to circa trzy kwadranse. Gdyby przekuć jej treść w formę fizyczną, to nie wiem, czy odważyłbym się stanąć z nią twarzą w twarz. Absolutnie miażdżący, wspaniały debiut i chyba najlepsza pozycja w gatunku anno 2022. 

- jesusatan

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz