piątek, 26 sierpnia 2022

Recenzja Abhor "Sex Sex Sex (Ceremonia Daemonis Antichristi)"

 

Abhor

"Sex Sex Sex (Ceremonia Daemonis Antichristi)"

Iron Bonehead 2022

Co powiecie na temat okładki, która widzicie powyżej? Aha, pan mówi, że fajna dupa i pyta czy znajoma? Otóż niekoniecznie. Bo styczność z tym włoskim hordem miałem dotychczas sporadyczny i ograniczał się jedynie do znajomości ich nazwy. Poza tym nie napalajcie się, owa blond dupa i tak tam nie gra. No ale kiedy do tego tandetnego zdjęcia dołożyłem sobie tytuł nowego, kurwa, ósmego już albumu makaronowego trio, to byłem przekonany, iż to idealny okaz do zjebania i zmieszania z gównem. Ot tak, że to szit, szit, szit... Szybko okazuje się, że jednak nie do końca. Abhor to podręcznikowy przykład śródziemnomorskiego black metalu z lat dziewięćdziesiątych. Niezbyt rozpędzonego, opartego na bardziej klasycznym riffowaniu niż północnych tremolo, które w połączenie z szeroko użytymi syntezatorami, głównie w stylu transylwańskim, tworzą całkiem mroczny, teatralno wampiryczny klimat. Wspomniane klawisze stoją tutaj w równym szeregu z gitarami bardzo udanie podkreślając satanistyczno rytualną atmosferę. Tą potęgują także odpowiednio dobrane sample, a jeśli się wsłuchamy to zapewne zauważymy, że i teksty są skrupulatnie dobrane do całości. Głos prowadzącego ceremonię, a właściwie prowadzących, bo wokalistów jest dwóch, wybrzmiewa w różnych, chropowatych tonacjach, przez co na wygłaszanym kazaniu zasnąć nie powinniśmy. Zresztą przyznać trzeba, że Włosi bardzo udanie utrzymują naszą atencję przez ponad czterdzieści minut i zamulania tu niezbyt wiele. Nawet jeśli poszczególne numery są do siebie dość podobne, to bardziej nazwałbym to spójnością, niż męczeniem tego samego tematu. Zaskakująco dobrze odwzorowywane są na "Sex Sex Sex (Cereminia Daemonis Antichristi)" klimaty znane z Mortuary Drape czy Varathron, i mimo iż niezbyt wiele w nich oryginalności, to w życiu nie powiedziałbym, że Abhor z kogokolwiek bezczelnie zrzyna. Za to bardzo udanie hołduje starej szkole, czego dowodem także wpleciony w kompozycje własne cover Mystifier. Brzmienie tego materiału także nie pozostawia zbyt wiele do życzenia i gdyby ktoś mi wciskał, że to nagrania sprzed trzydziestu lat, to łyknąłbym to bez popitki. A najlepsze jest, że kiedy album dobiega końca, to wcale nie ma się ochoty iść do kuchni po mocną kawę, lub odprowadzić pawia do kibla, lecz włączyć najnowszą ceremonię Abhor ponownie. Nie wiem jak sprawa wygląda w przypadku wcześniejszych dokonań zespołu, ale uważam, że warto sobie ich sprawdzić, zwłaszcza jeśli gustujecie we wspomnianych powyżej klimatach. Mało kto już dziś tak gra. Bardzo pozytywne zaskoczenie. Na tyle silne, że, wierzcie lub nie, ale po zaznajomieniu się z "Sex Sex Sex (Cereminia Daemonis Antichristi)" uważam, iż odrobinę wyśmiana przeze mnie na początku okładka idealnie do tych kompozycji pasuje. Kurwa, kto by pomyślał...

- jesusatan

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz