niedziela, 7 sierpnia 2022

Recenzja SPECTRAL DANCE „Crusaders of the Void”

 SPECTRAL DANCE

„Crusaders of the Void”

Helldprod Records 2022


Kanadyjski Spectral Dance to jednoosobowy hord, za który odpowiada niejaki Jo Capitalicide (a tak naprawdę Jo Galipeau). Koleś zdecydowanym ruchem ręki cierpi na metalowe adhd, gdyż na dupie długo usiedzieć nie potrafi i chyba przez okrągłą dobę nie robi nic innego, tylko tworzy Metal w każdej, możliwej odmianie. Prócz rzeczonego tu, Black Metalowego Spectral Dance gra bowiem jeszcze w Speed Metalowym Aphrodite jako Jo Steel, Heavy Metalowych: Cannibal, Devil Cross i Ice War, Black/Death Metalowym Dexezon, Black Metalowym Wræck, Death Metalowych: Weaponry i Expunged, oraz w Elizabeth, gdzie tworzy Black/Speed/Punk. Jak sami widzicie, sporo srok za dupę trzyma ten misiek, a to tylko aktywne w tej chwili projekty, bo o tych zawieszonych w próżni, bądź o tych, które odjebały już kopyta, pisać nie ma sensu. No jest chłop jebnięty na punkcie Metalu, co samo w sobie jest zdecydowanie pozytywne, tyle że każdy z jego projektów, które dotąd słyszałem, jest co najwyżej rzetelnym rzemiosłem i wyżej chuja nie podskoczy. Podobnie jest także z „Crusaders of the Void”, czyli czwartym albumem Spectral Dance, który pod koniec stycznia tego roku ukazał się pod banderą Helldprod Records. Muzyka, jaką tu napotkamy to solidny, ale dosyć przeciętny i  strukturalnie prosty Black Metal, który kierowany jest wyłącznie do najbardziej zadeklarowanych i zatwardziałych maniaków czarciego grania. Słucha się tego tak trochę po japońsku, czyli jako tako, choć tragedii absolutnie nie ma. Do ekstatycznych doznań też jednak droga bardzo daleka. Sporo tu nawiązań do twórczości Bathory, czy Venom, ale i surowe, melancholijne, do pewnego stopnia depresyjne stany kojarzące się z muzyką Burzum, Leviathan, czy Nargaroth także przewijają się w tych wałkach. Można znaleźć także na tej produkcji kapinkę korzennego Heavy/Doom ubranego w surowe, brudne, ziarniste brzmienie i o dziwo te elementy bardzo dobrze asymilują się z  wizją diabelszczyzny, jaką prezentuje na tym krążku Widmowy Taniec. No i niby teoretycznie nie jest źle, tyle że w praktyce, po dwóch, trzech przesłuchaniach „Krzyżowców Pustki” nie chcę mi się już wracać do tego materiału. Zbyt mało tu bowiem grania, które, choć troszkę by mnie do tego zachęciło. Gdybym się porządnie najebał, to może, kto wie...? Na trzeźwo w każdym razie, no to ni chuja. Nawet pisać o tym krążku na sucho jest ciężko. Może to i granie prosto z serca, ale jak na razie za dużo tu chęci, a za mało konkretów. 


Hatzamoth

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz