piątek, 26 sierpnia 2022

Recenzja BEASTIALITY „Sacrificial Chants”

 

BEASTIALITY

„Sacrificial Chants” (Ep)

Invictus Productions 2022

Całkiem przyjemne piekiełko zgotowali nam na swej najnowszej Ep’ce Szwedzi z Beastiality. Dlaczego piekiełko? Ano dlatego, że materiał ten trwa jedynie niecałe 16 minut, ale przede wszystkim dlatego, że choć panowie szczerze i z maniakalnym uporem napierdalają ku chwale Rogatego, to do najlepszych w tym gatunku jeszcze trochę im brakuje (a przynajmniej ja tak sądzę). Nie jest bowiem wbrew pozorom łatwo zagrać surowy, jadowity Death/Black/Thrash w sposób taki, aby zamiatał bestialsko. Nie znaczy to jednak, że tych czterech jegomości odwala pańszczyznę, lub robi w tej materii jakieś kardynalne błędy. Broń mnie Panie Szatanie przed takim stwierdzeniem. Szwedzcy bluźniercy fachowo, z sercem i zaangażowaniem podchodzą do tematu, a tworzony przez nich poczerniały, śmiertelny Thrash to granie bardziej niż rzetelne i umiejący srogo dojebać. Barbarzyńska siła tego materiału opiera się na intensywnych, chropowatych, bezlitosnych riffach, napędzających ten diabelski wypierd, dudniących bębnach, piłujących solówkach (kłania się wczesny Slayer), basowym okrucieństwie i rasowych, demonicznych, agresywnych wokalizach, które plują żółcią i żrącym kwasem prosto w ryj. Niewątpliwym atutem tych pięciu kompozycji jest także ich zwarta, gęsta niczym smoła, kakofoniczna chwilami (w pozytywnym znaczeniu tego słowa)  struktura, co przekłada się w prostej linii na zawiesisty, mroczny i zaprawiony śmiercią feeling tego krążka. Delikatnym, ale jednak minusem jest natomiast pewna powtarzalność (nie chcę powiedzieć schematyczność, bo to nie do końca prawda) formy i konstrukcji, oraz dosyć spore podobieństwo pomiędzy poszczególnymi wałkami. Na tle reszty nieco wyróżnia się „Sinner” i naznaczony szaleństwem „The Black Sun Prophecy”, choć i one nie są jakimiś zabójczymi petardami. Tłukłem tę Ep’kę kilkanaście razy, chcąc, być może nieco na silę znaleźć w niej to „coś”. Niestety, nie zażarło i z kapci mnie nie wyrwało, jednak to solidne, zadziorne granie. Czuć w tej muzie agresję, wściekłość i dotyk Diabła. Wszyscy zakochani w twórczości Gospel of the Horns, Nifelheim, Bestial Mockery, Nocturnal Graves, Throaat, czy Obscure Evil powinni bezproblemowo łyknąć także i „Pieśni Ofiarne”. Dla mnie ten materiał, to tylko dobre rzemiosło, ale kto wie, być może kolejny wymiot hordy ze Sztokholmu pozamiata już mną okrutnie i będzie to prawdziwe Piekło przez duże „P”, czego im, jak i sobie życzę.

 

Hatzamoth

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz