poniedziałek, 29 marca 2021

Recenzja INFERNALIZER „The Ugly Truth”

 INFERNALIZER

„The Ugly Truth”

Rockshots Records 2021

Infernalizer zrodził się w głowie Claudio Ravinale, który piastował posadę gardłowego w Melo-Death Metalowym zespole Disarmonia Mundi. Zapragnął On dać upust swoim fascynacjom klasycznymi zespołami lat 80-tych spod znaku Hard & Heavy oraz bardziej ponurym, gotyckim klimatom reprezentowanym choćby przez The Sisters of Mercy. Jak zapragnął, tak też uczynił, a efektem jego postanowienia jest pierwszy album długogrający, który 26.02.2021 miał swą premierę w barwach Rockshots Records. „The Ugly Truth” to 10 wałków przystępnego, łatwego w odbiorze grania, które z pewnością znajdzie całe legiony zwolenników pośród fanów szeroko pojętego Gotyckiego Metalu. Zaznaczam od razu, że to zupełnie nie moje klimaty, tzn. liznąłem trochę takiego grania podczas największej prosperity tego gatunku i są płyty, które uważam za dobre, jednak ten materiał nie zaliczy się do tej grupy. Zbyt miękkie to i ugłaskane, a i klimat, który tu panuje, także na łopatki mnie nie powalił. Nie mogę jednak powiedzieć, że to totalne gówno, gdyż usłyszałem tu trochę dobrego grania opartego na klasycznych, melodyjnych riffach, zimnych harmoniach, dobrych partiach solowych i równej sekcji, które pełnymi garściami czerpie z Heavy Metalowej spuścizny i przywodzi na myśl produkcje Danzig, czy Alice Cooper. Te tradycyjne patenty polano obficie gotyckim sosem, więc słuchając „The Ugly Truth”, do głowy przychodzą takie nazwy, jak wspomniane tu już The Sisters of Mercy, Type o Negative, Fields of the Nephilim, czy The 69 Eyes. Momentami kompozycje te posiadają także surowy, punkowy szlif, co sprawia, że nabierają bardziej szorstkiego charakteru, a i nieco rozwiązań znanych z płyt Nine Inch Nails także tu napotkamy. Rolę przewodnią, prócz bardzo mocno zaakcentowanego parapetu pełni tu jednak zdecydowanie wokal. Te dwie składowe, czyli klawisze i praca gardłowego, który wydobywa z siebie mroczne, ziarniste śpiewy, sporadyczne krzyki i warknięcia oraz złowieszcze słowo mówione odpowiadają praktycznie w całości za ponure wibracje tego krążka. Jak dla mnie jest to jednak mrok dla grzecznych, ładnie uczesanych nastolatków, którzy podczas słuchania tej płyty dostaną solidnych, pąsowych wypieków, rozemocjonowani pójdą podotykać  się trochę pod prysznicem, a później wyhaczą całusa od mamy i udadzą się grzecznie spać. Pomijając już jednak moje, czysto subiektywne gusta, utwory na tej płycie wydają się niekiedy niedokończone. Urywają się czasami, chuj wie dlaczego, a chwilami aż prosi się, aby pociągnąć to nieco dalej, bądź połączyć z następnym wałkiem. Od strony czysto technicznej do niczego przyczepić się nie można, panowie mają bardzo dobry warsztat i wiedzą, jak używać swych instrumentów, aby osiągnąć zamierzony cel. Brzmienie odpowiednie do takiego grania. Jest przestrzeń dla tworzenia atmosfery, trochę kurzu i piwnicznej wilgoci i delikatny kopniak, aby zaróżowić pośladki, ale nie zrobić nikomu krzywdy. Jak na kogoś, kto nie gustuje w takim graniu, to całkiem sporo napisałem o tej płycie, pora zatem podsumować te wypociny i kończyć tę nierówną walkę. „Brzydka Prawda” to jak dla mnie album zbyt ładny i akuratny, ale wszyscy fani klasycznie zorientowanego, przyswajanego bezproblemowo, melodyjnego, gotyckiego grania powinni się nim zainteresować, gdyż może on przynieść im kilka radosnych chwil.

 

Hatzamoth

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz