niedziela, 14 marca 2021

Recenzja Fumes „Assemblage of Disgust”

 

Fumes

„Assemblage of Disgust”

Morbid Chapel Rec. 2021

Kompletnie nie wiem dlaczego wrzucając do odtwarzacza najnowsze wydawnictwo Morbid Chapel spodziewałem się czegoś zupełnie innego. Byłem bowiem przekonany, że ten kanadyjski ansambl zaserwuje mi dawkę staro szkolnego, prostego death metalu. Jedyne co się zgadza, to fakt, że jest to rzeczywiście metal śmierci. Jego oblicze daleko jednak odbiega od moich przewidywań, bowiem muzyka na „Assemblage of Disgust” jest bardzo urozmaicona i zróżnicowana. Nie jest to jedynie powielanie starych i sprawdzonych wzorców i sztywne trzymacie się szablonu. Pewne elementy szkoły amerykańskiej się tu oczywiście znajdą, bo nagrania z dwóch EP-ek zamieszczone na rzeczonej płycie brzmią bardzo organicznie i masywnie a niektóre chwyty mogą przywołać w pamięci choćby Broken Hope czy środkowy Monstrosity.  Jednak bliżej im chyba do rodaków z Gorguts, przynajmniej pod względem struktury utworów. Dzieje się tu naprawdę sporo. Poza masywnymi walcami pojawiają się nagłe zrywy i częste zmiany tempa. Proste, chwilami toporne akordy potrafią się nagle przeistoczyć w techniczne łamańce i dysonansowe wstawki, by za chwilę znów zmienić się w prawdziwy buldożer, niespiesznie rozgniatający wszystko na swojej drodze. Słychać, że muzycy mają warsztat opanowany niemal do perfekcji, bo i praca gitar i sposób gry pałkera nie pozostawiają nic do zarzucenia. Ogromnym plusem tego materiału jest fakt, że brutalność i technika są tu bardzo rozsądnie wyważone. Jeśli nawet panowie dość często odpływają w pobocznym kierunku, to nie jest to tylko kombinowanie dla kombinowania, lecz każdy dźwięk ma swoje uzasadnienie. Dzięki wspomnianej złożoności „Assemblage of Disgust” zaczyna przemawiać pełnym głosem dopiero po kilku, a nawet kilkunastu odsłuchach. A jako że na kompilację składa się jedynie pięć utworów o łącznym czasie nie przekraczającym dwudziestu pięciu minut, najprzyjemniej słucha się jej w zapętleniu. Idealnie sprawdza się jako tło do prac domowych jak i w całkowitym skupieniu, co osobiście przetestowałem. Polecam zatem Fumes każdemu maniakowi death metalu, bo nawet jeśli nie wyniesiecie zaraz tego zespołu na piedestał, to na pewno wasza reakcja nie skończy się wyłącznie na wzruszeniu ramionami.

- jesusatan

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz