środa, 10 marca 2021

Recenzja CONCEDE „Indoctrinate”

 

CONCEDE

„Indoctrinate”

Petrichor / Napalm Records 2020

 

Kto ma ochotę na ekstremalny, potężny, barbarzyński strzał prosto w ryj pancerną rękawicą, temu polecam pierwszy, pełny album australijskiego Concede, który ukazał się na cd w listopadzie zeszłego roku. „Indoctrinate” to bezlitosna, miażdżąca hybryda, na której soczysty Grind starej szkoły miesza się i przenika z Powerviolence i elementami metalicznego Hardcore’a. Wykurw ma ta płytka okrutny, a jej siła uderzeniowa jest doprawdy potworna. Brudne, chropowate jak papier toaletowy za komuny, siarczyste, masywne riffy toczą tu nieustanną walkę z brutalnie napierdalającą perkusją, ceglaną, gęstą ścianą ziarnistego basu i nieludzkimi, rozrywającymi, zwierzęcymi wręcz wokalizami. Na tej płycie nikt nie bawi się w półśrodki. Jeżeli drogi czytelniku szukasz innowacji i eksperymentów, to szukaj gdzie indziej. Ten album to prawie 23 minuty wściekłości, agresji i maniakalnej przemocy, a że zespół tworzą doświadczeni w sianiu zniszczenia towarzysze znani choćby z Amed, czy End itAll, toteż o jakość tej nawałnicy możemy być spokojni. Nie ma tu zbyt wiele czasu na oddech, gdyż nawet te wolniejsze nieco przerywniki są tak intensywne, że poniewierają z niesamowitą siłą. Nie jest to oczywiście nic odkrywczego, ale po mojemu, ten gatunek absolutnie tego nie wymaga, a totalny wpierdol na takim poziomie, jest zawsze mile przez mnie widziany, a Concede dociera tu zdecydowanym ruchem ręki do sedna sprawy. Muzyka zawarta na tym albumie kojarzy mi się z wczesnym Nasum i Pig Destroyer, jest tu także coś z Nails. Nie chodzi mi jednak o sprawy typowo techniczne, czy kompozycyjne, a bardziej o obecny tu brud, apokaliptyczny feeling, energię, ducha tej płyty i wypływającą z niej żółć. W tej płycie jest także coś fascynującego i zarazem diabelsko magicznego. Jest drażniąca i szorstka niczym papier ścierny pocierający świeżą ranę oraz wystarczająco brzydka, aby wywołać cofanie się kwasów żołądkowych do gardła, a jednak surowa energia tych utworów, drzemiący w ich wnętrzu gniew, ekscytująca nienawiść i czysta, pierwotna furia sprawiają, że produkcja ta jawi mi się jako doskonała ścieżka dźwiękowa do globalnego chaosu i nieprzewidywalnych, ponurych, żarłocznych, nihilistycznych dni, których teraz wszyscy doświadczamy.

 

Hatzamoth

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz