poniedziałek, 15 marca 2021

Recenzja Manbryne "Heilsweg: O Udręce Ciała i Tułaczce Duszy"

 

Manbryne

"Heilsweg: O Udręce Ciała i Tułaczce Duszy"

Malignant Voices / Terratur Possessions 2021


Zgaduję, że nazwa Manbryne niewiele wam mówi. Wcale mnie to nie dziwi, bo to absolutny debiutant, przynajmniej jeśli chodzi o ten konkretny szyld. W skład zespołu wchodzą co prawda persony znane szerzej na rodzimej scenie, ale w odniesieniu do muzyki zawartej na "Heilsweg: O Udręce Ciała i Tułaczce Duszy" wspieranie się rozpoznawalnymi nazwiskami nie jest absolutnie konieczne. Bo ta, mówiąc wprost, jest kurewsko dobra. Tak genialnie zagranego black metalu nie słucha się codziennie. To, co się na tym albumie dzieje to prawdziwy wulkan pomysłów. Większość z nich wskazuje na skandynawskie pochodzenie, jednak panowie tak umiejętnie przekuli je na własny styl, że o jakimkolwiek kopiowaniu nie może być mowy. Znajdziemy tu idealnie zachowaną równowagę między melodią a agresją, prawdziwy taniec śmierci demonicznego drapieżcy z anielską pięknością. W zasadzie każdy kolejny utwór jest jak sztylet tnący najpierw po nadgarstkach a po ujściu krwi wbijający się otępiałej ofierze prosto w pulsujące ostatkiem sił serce. W każdym usłyszycie niesamowicie wciągające aranżacje i absorbujące rozwiązania. Nie ma w nich fragmentów przypadkowych, całość jest poukładana niezwykle umiejętnie i logicznie. Co prawda większa część krążka toczy się w szybkim tempie, lecz panowie nie zapomnieli dorzucić do wrzącego kotła kilku ciekawych i nietypowych zagrywek, wzbogacających całość o kapkę tajemniczości. Wokale... Często w przypadku polskojęzycznych tekstów mam mieszane uczucia. Na debiucie Manbryne liryki dorównują poziomem samej muzyce. Potrafią skłonić do zastanowienia a jedocześnie nie są sztucznie przeintelektualizowane. No, teksty tekstami, ale sposób w jaki S. ubrał je w emocje to już jest kurwa mistrzostwo świata. To bez wątpienia najlepsze partie jakie w życiu wykrzyczał. Nie wypada też nie wspomnieć o ścieżkach perkusji. Chwilami jest tu gęsto i dzieją się rzeczy nieprzeciętne, bez różnicy czy na pełnej szybkości czy w wolniejszych, bardziej technicznych fragmentach. Jeśli do tego dodamy wzorowe brzmienie, perfekcyjnie wręcz wyważone by kopało w dupę i nie raziło sterylnością, to ja nie mam się na tym krążku do czego przyczepić, nawet gdybym chciał. I jeszcze, by postawić wisienkę na torcie, dodać należy, że wydanie tego albumu to prawdziwie mistrzowska robota. Tak jak nie przepadam za digipackami, tak ten zrobiony jest na bogato. Wspomnę jedynie, że strona graficzna oparta jest na "Siódmej Pieczęci" Bergmana, ale to po prostu trzeba zobaczyć, najlepiej delektując się jednocześnie dźwiękami Manbryne. Fenomenalny materiał. Jak mi jeszcze raz ktoś powie, że ostatnio polska scene black metalowa kuleje, to śmiechem zabiję.

- jesusatan

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz