niedziela, 21 marca 2021

Recenzja Ireful „The Walls of Madness”

 

Ireful

„The Walls of Madness”

Defense Rec. / Mythrone Prom. 2021

Oglądaliście może “Goście, Goście”, klasyczną komedię z Jeanem Reno? Rycerze ze średniowiecza przenoszą się w czasy współczesne i wynikają z tego niezłe jaja. Dlaczego pytam? Bo oto właśnie słucham EP-ki, niby nagranej przed chwilą a brzmiącej, jakby włoski kwartet odpowiedzialny za jej powstanie tak samo jak filmowi bohaterowie przeniósł się w czasie. Może nie aż tak daleko, ale przynajmniej o kilka dekad. „The Walls of Madness” to pięć kawałków i dwadzieścia trzy minuty starego, zajebistego thrash metalu, kopiącego w dupę z taką siłą, że puszczają zwieracze. Wyobraźcie sobie Metallice z okresu „Kill’em All” z wokalem przypominającym chwilami Jeffa Bacerrę. Brzmi nieźle, co? I takie faktycznie jest. Chłopaki z Sycylii grają z nieudawaną pasją, aż się chce wyskoczyć z kapci i zapierdalać po pokoju. W każdym wałku rządzą porywające riffy przy których łeb sam się kręci na karku jak na karuzeli. Dodatkowo podbite naprawdę doskonałymi, staroszkolnymi partiami perkusyjnymi, niby prostymi ale nie banalnymi, niczym nagranymi przez Urlika, oczywiście zanim on sam jeszcze zapomniał jak to się robi. Porównań do wczesnej Metalliki nie da się uniknąć, one się pojawiają na każdym kroku. Także gitary przypominają ekipę Hetfielda i to zarówno pod względem brzmienia jak i wygrywanych harmonii. „The Walls of Madness” słucha się z ogromnym bananem na ryju, bo jest różnica próbować grać pod starą szkołę a naprawdę być retro w każdym dźwięku. Tu nie ma żadnej pozerki, jest jedynie prawdziwy hołd dla najlepszego thrash metalu z lat osiemdziesiątych. Łapcie koniecznie tez krążek z Defense / Mythrone, bo to zaprawdę pozycja godna uwagi. Mam nadzieję, że duży album już niedługo, bo takiego grania we wspomnianym stylu mi od dawna cholernie brakuje.

- jesusatan

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz