THEOTOXIN
„Fragment: Erhabenheit”
Art of Propaganda Records 2020
Trzeci
album austriackiej hordy Theotoxin to płytka, którą z pewnością łykną bez
popitki wszyscy zwolennicy twórczości ich krajanów z Belphegor oraz dźwięków,
które produkują nasi rodacy z Behemoth i Mgła. Doprawiony Śmiercią Black Metal,
jaki zespół prezentuje na „Fragment…” idealnie bowiem wpisuje się w muzykę,
jaką możemy znaleźć na albumach wymienionych powyżej grup. Krążek to bardzo
intensywny, wypełniony po brzegi soczystymi, agresywnymi riffami ubarwionymi w
dużym stopniu potężnymi, dysonansowymi akordami, wściekłymi, nierzadko zawiłymi
partiami beczek, grubo rzeźbiącym basem i bluźnierczymi wokalizami w kilku
odcieniach o niemal rytualnym charakterze. Sporo tu rasowego, ciężkiego pierdolnięcia,
które umiejętnie przeplatane jest obszerniejszymi, skoncentrowanymi bardziej na
melodii, chwytliwymi teksturami gitarowymi. Natkniemy się także na tej
produkcji na hipnotyzujące fragmenty wykorzystujące atonalne brzmienia, jest
też odpowiednia dawka agresji, mroku i szaleństwa. Album ten jest bardzo dobrze
wyważony i zarazem zróżnicowany, z wyczuciem porusza się na granicy
kakofonicznego Black Metalu, mocnego, z lekka nawiedzonego Death Metalu i ukierunkowanych
bardziej w stronę jadowitych melodii pasaży. Warsztat muzyków jest bez zarzutu,
brzmienie profesjonalne, tłuste i przestrzenne, więc słucha się go
bezproblemowo i zapewnia on wrażenia na odpowiednim poziomie. W swym gatunku to
naprawdę dobry, zwarty, konkretny album, który potrafi sponiewierać niezgorzej,
niestety, gdy wybrzmią jego ostatnie dźwięki, to okazuje się, że bardzo
niewiele z niego zostaje pod czaszką. Choć bardzo się staram, to nie mogę
odnaleźć w mej pamięci zbyt wielu fragmentów, które zakorzeniłyby się tam na
dłużej. Jest to zatem wg mnie kolejny, bardzo dobrze skomponowany, poukładany i
wyprodukowany album Black/Death Metalowy, który zapewnia sporo przyjemnych
doznań, ale szans na podbój sceny i wbicie się głębiej w pamięć maniaków nie ma
żadnych. Zachęcam jednak do jego odsłuchu, gdyż to bardzo solidne napierdalanie
i może akurat ktoś z Was, drodzy czytelnicy stanie się jego oddanym wyznawcą.
Ja po kilku odsłuchach żegnam się z tą płytką bez większych emocji. Życzę
jednak zespołowi wszystkiego najlepszego, niech konsekwentnie robią swoje. Może
kolejna ich płyta rozjebie mnie niczym rozrzutnik gnój po polu i będę musiał
wówczas jako pokutę odbyć na kolanach pielgrzymkę do Lichenia, czy innej Góry
Kalwarii, kto wie? Tymczasem jednak jest co najwyżej bardzo solidnie i nic
ponadto.
Hatzamoth
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz