środa, 24 marca 2021

Recenzja Malformity “Monumental Ruin”

 

Malformity

“Monumental Ruin”

Unspeakable Axe Records 2021

I oto kolejny trup wypadł z szafy. I to po 30 latach, bo na tyle lat datuje się pochodzący ze stanu Georgia Malformity. Grupa po drodze zaliczyła prawie dwudziestoletni niebyt, ale o to za sprawą Unspeakable Axe Records światło dzienne ma szansę ujrzeć debiutancki pełniak „Monumental Ruin” zawierający 9 premierowych kawałków, dwa starsze oraz dwa pochodzące z wydanej w 2018 roku Epki „The Raptorous Unraveling”. Blisko godzina spędzona z tym materiałem przynosi porcję solidnego, klasycznego do bólu metalu śmierci zagranego w średnio-szybkim tempie. Ani to słaba zła, ani jakoś szczególnie dobra. Muzycy szafują wyświechtanymi schematami rozsądnie dozując tempo i atrakcyjność kompozycji. Wszystko nienagannie płynie od motywu A do motywu  bez większej toporności, ale też i bez specjalnego błysku, który sprawiłby, że „Monumental Ruin” jest czymś więcej niż tylko „kolejnym powrotem”. Słucha się tego bez skrzywienia, ale też i bez specjalnej ekscytacji. Ot, kolejny amerykański death metal (podbarwiany bolt throwerowym riffowaniem) opakowany w przyzwoite, nie popadające w nowoczesność brzmienie, któremu trochę brakuje oldschoolowego brudu i stosownego ciężaru. Niespecjalnie jest się do czego doczepić, ale też nie ma za co specjalnie chwalić. Bo nawet jeśli kompozycje tutaj potrafią być rozbudowane, to przeważnie są podane w taki sposób, że nie wraca się na to szczególnej uwagi. Jeśli ktoś ma za dużo pieniędzy lub zbiera wszystko co w gatunku wychodzi ten śmiało może kupować, ale dla mnie propozycja Malformity to zdecydowanie za mało, aby do niej wrócić ponownie.

 

 

                                                                                                          Harlequin

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz