środa, 31 marca 2021

Recenzja PLAGUE WEAVER „Ascendant Blasphemy”

 

PLAGUE WEAVER

„Ascendant Blasphemy”

Independent 2021

Plague Weaver to projekt założony w 2018 roku przez naszego rodaka, który osiadł w kraju klonowego liścia. Solowy projekt szybko stał się duetem, a początek tego roku przyniósł nam pierwszą płytę długogrającą rzeczonej grupy. Zanim jednak Ontario w Kanadzie stało się jego drugim domem, Thornaka RM, bo o nim mowa, udzielał się na ojczystej ziemi w tak zacnych aktach jak Damnation, Azarath, czy Mastabach. Muzyka, jaka znalazła się na „Ascendant…” to co prawda nieco inne dźwięki, niż te, które znamy z twórczości wymienionych w poprzednim zdaniu hord, jednak uważam, że zdecydowanie warto się z nią zapoznać. Album ten zawiera bowiem granie, które lokuje się na przecięciu Doom i Black Metalu, a zbudowane jest na jadowitych, cierpkich, ale zarazem charakterystycznie mrocznych, hedonistycznych, krętych, wciągających riffach znanych choćby z twórczości Rotting Christ, czy Varathron, ciężkiej, nieustępliwej, gniotącej konkretnie sekcji mogącej wywoływać skojarzenia z Tryptikon/Celtic Frost, harmonicznych przewodnikach, opresyjnych strukturach melodycznych w stylu wczesnego Samael, czy Alastis i wielowarstwowych, demonicznych, bluźnierczych wokalach. Swoje niezaprzeczalne piętno odcisnęła na tej produkcji także chropowata, zimna skandynawska II fala czarciego grania na czele z Dark Throne i Mayhem. Klimat tej płyty jest doprawdy obskurny, klaustrofobiczny, wisielczy, oślizgły i brzydki, a złowieszcza, nieprzyjemna, pleśniejąca mikstura dźwięków wylewająca się z tego krążka przytłacza i zarazem hipnotyzuje swego rodzaju diaboliczną elegancją. Jest zimno, ponuro i nienawistnie pod każdym względem. Sporo także dzieje się, jeżeli chodzi o tempa i odcienie cmentarnych nastrojów. Powolne, żałobne linie gitary wsparte miażdżącymi, pulsującymi rytmami i grobowymi growlami płynnie przechodzą w surowe wybuchy czarnej agresji z mnóstwem szybkich riffów i okrutnie napierdalającą sekcją. Zespół wykorzystuje także odrobinę nieco bardziej eterycznych, delikatniejszych, atmosferycznych elementów (delikatne dotknięcie fortepianu, spokojniejsze tekstury gitary i basu, czy ciut orientalno-wschodnie smaczki), aby przełamać skrajny, agresywny, bezkompromisowy charakter większości dźwięków, jakie znalazły się na tym materiale. Niewątpliwą zaletą tej płytki jest także jej zwarta forma. Poszczególne kompozycje są spójne, a ich przekaz konkretny, więc „Ascendant Blasphemy” nie jest monstrualnie rozwleczoną, rozdętą, nadmuchaną, nudną kobyłą pustą w środku i przetacza się po słuchaczu z siłą i gracją gotującej się smoły. Napotkamy tu także trochę nieco bardziej melodyjnych akcentów, ale jawią się one jeno jako szepty i echa we wrzącym wirze muzyki Plague Weaver. Nie jest to oczywiście materiał doskonały. Hipnotyczna, gęsta, mroczna aura unosząca się nad tymi dźwiękami może się niekiedy wydawać nieco monotonna, ale przede wszystkim chciałbym usłyszeć ten materiał z perkusistą z krwi i kości, bo choć Pan Yamacha jest bardzo dobrze ustawiony i dopasowany brzmieniowo, to jednak z żywym pałkerem siła i moc tych kompozycji byłaby nieporównywalnie większa. Nie przeszkadzają mi jednak te dwa, drobne szczegóły i tak, czy siusiak uważam, że „Ascendant…” to bardzo smaczny kawałek gotowanego na wolnym ogniu Black/Doom Metalu, z którym warto się zakolegować.

 

 

Hatzamoth

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz