Celestial
Sanctuary
„Soul
Diminished”
Redefining Darkness 2021
Nie
tak dawno napisałem kilka słów o demówce Brytoli z Celestial Sanctuary,
wyczuwając w ich dokonaniach potencjał, który mógłby eksplodować na kolejnych
nagraniach. Bardzo lubię, gdy przeczucie mnie nie myli a dokładnie tak jest w
przypadku krążka, który właśnie gości w moim odtwarzaczu. Debiut zespołu to bezpośrednie
rozwinięcie myśli zrodzonej na “Mass Extinction i niezaprzeczalny dowód na to,
że brytyjska stal nigdy nie rdzewieje. Panowie zapodają nam dziewięć kawałków
przesiąkniętych brytyjskim klimatem, a czym to śmierdzi, każdy średnio
zorientowany zawodnik zapewne wie. Przede wszystkim muzyka Celestial Sanctuary
jest bardzo motoryczna i ciężko oprzeć się przy niej pokusie napierdalania
łbem. Odpowiednia dawka melodii wrzucona w wir ciężkich jak Challenger riffów
tworzy miksturę jedyną w swoim rodzaju. Słuchając “Soul Diminished” mam
wrażenie, jakbym przeniósł się do początku lat dziewięćdziesiątych, gdy takie
bandy jak Benediction czy Bolt Thrower ryły mi beret do krwi. Ta niesamowita
konsekwencja, charakterystyczny groove i przede wszystkim wojenny klimat to
dokładnie to, co młodym wyspiarzom udało się odtworzyć na pierwszej dużej
płycie. Żeby jednak wszystko nie było takie oczywiste, panowie dorzucili do
swoich utworów także garść inspiracji zza oceanu. Nie sposób nie usłyszeć tu
głębokiego echa Incantation czy Morbid Angel, idealnie komponującego się z
rodzimym klimatem autorów “Soul Diminished”. Ten materiał gniecie bez litości,
z każdym odsłucham wbijając się coraz głębiej w zakamarki pamięci i dokonuje tam prawdziwego spustoszenia. Brzmienie tego albumu jest niemal wzorowe,
masywne i bardzo organiczne. Nie sposób tu wyróżnić którykolwiek z utworów jako
wybijający się ponad i tak wysoki poziom tego krążka, Wszystkie z nich stanowią
solidny kop w podbrzusze, po którym momentalnie pada się na glebę. Po bardzo
udanym powrocie Benediction nie spodziewałem się, że tak szybko otrzymam
kolejną porcję starego, poczciwego grania w podobnym stylu. Panowie z Celestial
Sanctuay mocno mną sponiewierali, może jeszcze nie zabili, ale zaczynam się z
lekka obawiać, czy nie nastąpi to kolejnym razem. O ile oczywiście nadal będą
się tak konsekwentnie rozwijać w dobrym kierunku. Maniacy brytyjskiego death
metalu mogą sięgać po ten krążek bez zastanawiania. Silne emocje gwarantowane.
-
jesusatan
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz