piątek, 18 sierpnia 2023

Recenzja Tideless „Eye Of Water”

 

Tideless

„Eye Of Water”

Chaos Records 2023

Uwaga! Nadciąga jesień, a wraz z nią pewnie tony smutnych płyt. Druga produkcja tego założonego w 2015 roku na terenie USA zespołu, taka właśnie jest. Na wskroś przepełniona żalem, melancholią, kreuje przygnębiający świat, gdzie bezradna wściekłość miesza się z chęcią podcięcia sobie żył i takie tam, a tak na poważnie to muzyka Amerykanów to swoiste połączenie doom metalu z tworem nazywanym jako shoegaze, gdzie elementy prog-rocka są również dość wyraźne. To co usłyszeć można będzie na „Eye Of Water” jest w prostej linii rozwinięciem twórczości Kalifornijczyków z jaką można się spotkać, słuchając pierwszego ich wydawnictwa „Adrift In Grief”. Tym razem spotkamy się również z pięcioma kompozycjami, tyle że całość jest dłuższa od poprzedniego albumu aż o 25 minut. Tak więc potencjonalnego odbiorcę czeka 75-minutowa uczta, która mu zasmakuje bądź przyprawi o mdłości. Jeśli ktoś lubi shoegaze to nie wątpię, że Tideless mu się spodoba, gdyż głównie na schemacie funkcjonującym w tym gatunku kwintet ten opiera komponowanie swoich utworów. Podobnie się mają sprawy z brzmieniem i charakterem riffowania, które jednoznacznie kierują skojarzenia w stronę shoegaze właśnie. Podobnie jak tam tak i tutaj dostajemy masę akordów, które tworząc ścianę dźwięku nagle nikną, przechodząc w spokojne i rozmarzone momenty. Kiedy wreszcie się one kończą muzycy wracają do wypełnionego dużym ładunkiem emocjonalnym, introspekcyjnego kostkowania, w między które wplatają również niekiedy trochę bardziej technicznych i awangardowych motywów, przywodzących skojarzenie chociażby z King Crimson. Nasi mieszkańcy San Diego nie stronią jednak od cięższych momentów, bo przecież to w końcu doom metal. Gdy przychodzi pora na ożywienie poszczególnych numerów, to potrafią skutecznie dociążyć i zagęścić klimat jak i również troszkę przyśpieszyć, wprowadzając pierwiastek agresji, bo przecież nie tylko strapieniami człowiek żyje i wkurwić się od czasu do czasu też wypada. Ogólnie rzecz biorąc panowie z Ameryki wiedzą co robią. Umiejętności i pomysłów im nie brakuje. Z niezwykłą sprawnością łączą wyżej wymienione typy grania, tworząc tym samym niemalże nowy gatunek muzyczny, w którym przeplatają się wpływy Anathemy, Magma, Alison’s Halo czy Slowdive. Jeśli macie ochotę na progresywny shoegaze-doom metal to sprawdzajcie, a jak nie, to nie sprawdzajcie.

shub niggurath

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz