środa, 4 grudnia 2024

Recenzja Gotar „Lepsza Byłaby Śmierć”

 

Gotar

„Lepsza Byłaby Śmierć”

Self – released 2024

Jeśli pamiętacie, to circa trzy lata wstecz strasznie podniecałem się tutaj debiutanckim krążkiem śląskiego Gotar. Sporo radości sprawiło mi zatem dostarczenie przez listonosza świeżutkiego, drugiego albumu tychże załogantów. Odpaliłem go niezwłocznie (choć, szczerze mówiąc, okładka w stylu AI mocno kłuła w oczy i napawała nutką w zwątpienia), i… doświadczyłem pewnej konsternacji. Może nie szoku, ale zawartość „Lepsza Byłaby Śmierć” różni się mimo wszystko znacząco od zawartości „Cywilizacja Śmierci”, i od mojego wyobrażenia rozwoju kapeli. Szybki wgląd w personalia wyjaśnił jednak wiele. Z podstawowego składu, po debiucie pozostał jedynie gitarzysta. Nawet jeśli to on jest głównym kompozytorem Gotar, to zmiany i tak są. Do rzeczy zatem. Teoretycznie nadal mamy do czynienia z thrash metalem, acz w przypadku najnowszych nagrań, zdecydowanie mocniej skażonym graniem z gatunku death. Choćby dzięki barwie głosu Klausa, mocno wchodzącej w growlokrzyk i powodującej obfitsze zaflegmienie, przez co mniejszą czytelność tekstów bez zaglądania do wkładki. Zresztą samo riffowanie chwilami zahacza nawet z deka o wpływy z Florydy, a i brzmienie nowych kawałków jest jakby bardziej dociążone i zbasowane niż poprzednio. Żeby długo nie szukać, rzućcie uchem na końcówkę numeru tytułowego. Momentami panowie też nieco zbliżają się do black metalu, co zauważyć można choćby w drugiej połowie „Nigdy więcej”. Nadal sporo tutaj momentów chwytliwych, nie brak odpowiedniej motoryki a warsztat muzyków nie pozostawia wiele do życzenia. Chwilami jest jednak „na jedno kopyto”. Najnośniejsze są momenty typowo thrashowe, które stanowią tutaj zdecydowaną większość (patrz: na przykład „Uciekaj”), dlatego też zastanawiam się, po cholerę do jajecznicy dodawać musztardę? Jeśli przepis jest dobry, sprawdzony, a kucharz potrafi odtworzyć go po swojemu, to eksperymenty mogą sprawę jedynie spierdolić. „Lepsza Byłaby Śmierć” jest płytą dobrą i bynajmniej nie przynoszącą zespołowi wstydu, lecz według mnie jest małym krokiem wstecz, zwłaszcza po takim „wejściu smoka” jakie panowie zaprezentowali w dwudziestym pierwszym. Zaznaczam jednak po raz kolejny, to i tak dobry album, któremu warto poświęcić kilka wieczorów, a i przekonany jestem, że niektórzy z was poromansują z nim nawet dłużej. Ja natomiast czekam na płytę numer trzy, która (starym zwyczajem) powinna dać ostateczną odpowiedź na temat wartości Gotar na krajowej scenie.

- jesusatan




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz