Monte
Penumbra
„Austere
Dawning”
NoEvDia
2024
Trzeci
album Monte Penumbra to kontynuacja portugalskich opowieści z otchłani
współczesnego black metalu. Do podbicia swoich dysonansowych akordów, W. Ur
zaprosił ponownie perkusistę Bjarni Einarsson’a, który swoim sprawnym
łomoceniem w bębny czyni z „Austere Dawning” dość monumentalną muzę. Poza tą
niesamowicie grzmiącą sekcją rytmiczną, w której mięsisty bas odgrywa również
ważną rolę, to nieprzerwanie fuzja dysonansowego grania z świdrującymi i przeszywającymi
tremolo. Temperatura obydwóch form jest skrajnie różna, ale ten kontrast
potęguje tylko niesamowitość klimatu, który sączy się tutaj jak smoła, bo
mieszanka kostkowania stanowi całkiem gęstą sieć dźwięków. Atakuje ona bez
litości, odbierając powietrze i wystawiając na bluźnierstwa wypluwane przez Portugalczyka
do mikrofonu. Swą barwą i nienawistnym usposobieniem idealnie wpasowują się one
w zwarte struktury tutejszych kompozycji i nie zostawiają żadnych złudzeń o
intencjach tego atonalnego bleczura. Monte Penumbra nie zapomina jednak o
korzeniach czarnej sztuki i na najnowszym wydawnictwie tego projektu usłyszeć
można także tradycyjne riffy, będące nawiązaniem do skandynawskich produkcji.
Wyłaniają one się momentami z kłębiących się swym szaleństwie dysharmonii i
lodowatych, wysokotonowych zawijasów, wyhamowując obłęd tychże i kierując go w
klasyczne rejony wypełnione arktycznym powietrzem i mrokiem. „Austere Dawning”
to siedem „grzechów” gorących dysonansów i zimnych, wijących się tremolo, które
kreują ezoteryczną i przytłaczającą atmosferę, od zalewu której nie sposób się
oderwać. Jej rytualność połączona z masywnym barbarzyństwem potrafi przyciągnąć
uwagę. Może robi to w mało wyrafinowany sposób, ale wydaje mi się, że założony
skutek osiąga. Choć nic nowego ani oryginalnego do diafonicznego black metalu
nie wnosi, to i tak polecam miłośnikom owego, ponieważ to solidna płyta.
shub
niggurath
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz