sobota, 28 grudnia 2024

Recenzja Putred „Megalit al Putrefacției”

 

Putred

„Megalit al Putrefac​ț​iei”

Memento Mori 2025

Znacie Putred i ich debiut „Repulsive Post-Mortem”? Nie? No ja też nie. Może dlatego, że wydał to jakiś label z dupy, który promocję swoich zespołów ma głęboko w dupie właśnie. Nazwę słyszę po raz pierwszy, ale cieszę się, że słyszę, bowiem Rumuni, w tym pani, na szczęście na basie, całkiem umiom w swoje klocki. Jak już przypadkowo przy basie jestem, to od razu nadmienię, że niskie tony wyczuwalne są tutaj od pierwszych sekund. Brzmienie drugiego krążka Putred jest konkretnie dociążone i masywne jak tankowiec. Przy okazji w stu procentach organiczne, i jebie w łeb z siłą kafara. Sama muzyka, bo ona przecież jest najważniejsza, to taki death metal, chwilami wchodzący w doomowe rewiry. Na pewno, co idzie w parze ze wspomnianym soundem, nie znajdziecie na tym krążku zbyt wielkich prędkości. Jest przede wszystkim tonaż i tempa średnie, za to sowicie podbite groovem i motorycznym riffowaniem. Wiecie, coś na zasadzie „główka się kiwa, nóżka chodzi", a pan wokalista wyrzyguje przy tym trzewia chyba z jelitem grubym włącznie. Nie nazwałbym melodii na tym albumie „przyjaznymi”. Jednocześnie owych tutaj nie brakuje. Trochę w Obituarowym stylu, z zaznaczeniem, że nie jest to jedyny drogowskaz, acz wyraźnie zauważalny. Rumuni nie ograniczają jednak, wzorem Amerykanów, swoich numerów do dwóch riffów zapętlonych w nieskończoność. Wrzucają ich trzy, haha! Ponadto gdzieniegdzie przewinie się także motyw ciut bardziej melodyjny albo jakaś kompletnie nieamerykańska solówka. Wiele wyjaśnić może obecność w składzie zespołu Filipa z Necrotum, których to materiały przedstawiałem wam jakiś czas temu. No ewidentnie jest on elementem wspólnym, nie tylko poprzez obecność fizyczna. Nieźle śmiga ten materiał, głównie z powodu atmosfery zgnilizny, której odór wyczuwalny jest niemal dosłownie. I tej konsekwencji, gniecenia niczym walec od pierwszych do ostatnich taktów. A, zapomniał bym, że mamy tez cover Autopsy „Critical Madness”, który  idealnie wplata się w całość i jest kolejną wskazówką odnośnie inspiracji. Jako całość "Megalit al Putrefactiei" nie jest może dziełem z najwyższej półki, a mimo to spustoszenie we łbie czyni konkretne. Poza tym, mimo swojej prostoty, album ten ani przez chwilę nie nudzi i jest cholernie równy. Jak macie ochotę na kwadratowy i chwytliwy death metal, to ta pozycja jest dla was. Jak to się mówi, satysfakcja gwarantowana.

- jesusatan




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz