Putred
„Megalit al Putrefacției”
Memento Mori 2025
Znacie Putred i ich debiut „Repulsive Post-Mortem”? Nie? No ja też nie. Może dlatego, że
wydał to jakiś label z dupy, który promocję swoich zespołów ma głęboko w dupie
właśnie. Nazwę słyszę po raz pierwszy, ale cieszę się, że słyszę, bowiem
Rumuni, w tym pani, na szczęście na basie, całkiem umiom w swoje klocki. Jak
już przypadkowo przy basie jestem, to od razu nadmienię, że niskie tony wyczuwalne są tutaj od pierwszych sekund.
Brzmienie drugiego krążka Putred jest konkretnie dociążone i masywne jak
tankowiec. Przy okazji w stu procentach organiczne, i jebie w łeb z siłą
kafara. Sama muzyka, bo ona przecież jest najważniejsza, to taki death metal,
chwilami wchodzący w doomowe rewiry. Na pewno, co idzie w parze ze wspomnianym
soundem, nie znajdziecie na tym krążku zbyt wielkich prędkości. Jest przede
wszystkim tonaż i tempa średnie, za to sowicie podbite groovem i motorycznym
riffowaniem. Wiecie, coś na zasadzie „główka się kiwa, nóżka chodzi", a pan
wokalista wyrzyguje przy tym trzewia chyba z jelitem grubym włącznie. Nie
nazwałbym melodii na tym albumie „przyjaznymi”. Jednocześnie owych tutaj nie
brakuje. Trochę w Obituarowym stylu, z zaznaczeniem, że nie jest to jedyny
drogowskaz, acz wyraźnie zauważalny. Rumuni nie ograniczają jednak, wzorem
Amerykanów, swoich numerów do dwóch riffów zapętlonych w nieskończoność.
Wrzucają ich trzy, haha! Ponadto gdzieniegdzie przewinie się także motyw ciut
bardziej melodyjny albo jakaś kompletnie nieamerykańska solówka. Wiele wyjaśnić
może obecność w składzie zespołu Filipa z Necrotum, których to materiały
przedstawiałem wam jakiś czas temu. No ewidentnie jest on elementem
wspólnym, nie tylko poprzez obecność fizyczna. Nieźle śmiga ten materiał,
głównie z powodu atmosfery zgnilizny, której odór wyczuwalny jest niemal
dosłownie. I tej konsekwencji, gniecenia niczym walec od pierwszych do
ostatnich taktów. A, zapomniał bym, że mamy tez cover Autopsy „Critical Madness”, który idealnie wplata się w całość i jest kolejną
wskazówką odnośnie inspiracji. Jako całość "Megalit al Putrefactiei" nie jest może dziełem z najwyższej półki, a
mimo to spustoszenie we łbie czyni konkretne. Poza tym, mimo swojej prostoty,
album ten ani przez chwilę nie nudzi i jest cholernie równy. Jak macie ochotę
na kwadratowy i chwytliwy death metal, to ta pozycja jest dla was. Jak to się
mówi, satysfakcja gwarantowana.
- jesusatan
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz