wtorek, 24 grudnia 2024

Recenzja / A review of Afraid of Destiny „Contra Omnes”

 

- FOR ENGLISH SCROLL DOWN -


Afraid of Destiny

„Contra Omnes”

Talheim Rec. 2023

 


Afraid of Destiny to zespół obecny na scenie już ponad dekadę, mający w swoim dorobku cztery duże płyty i kilka wydawnictw pomniejszych. Ostatnim dzieckiem Włochów jest wydana prawie dwa lata temu „Contra Omnes”, zawierająca około pięćdziesięciu minut muzyki z gatunku atmosferyczny black metal. Jako iż „atmosferyczny” różne może mieć oblicza, właśnie interpretacja tego przymiotnika przez zespół interesowała mnie najbardziej w chwili, kiedy zabierałem się za odsłuch omawianej płyty. Wychodzi na to, iż owa atmosfera jest w przypadku Afraid of Destiny dość depresyjna i melancholijna. Ich kompozycje, oparte na kręgosłupie tradycyjnego black metalu w średnich tempach, wypełnione są bowiem częstymi zwolnieniami, fragmentami akustycznymi czy partiami klawiszowymi budującymi poczucie smutku i beznadziei. W zasadzie można powiedzieć, że album ten to taka pigułka na szczęście, tylko w tym przypadku jest to lekarstwo nadmiar owej radości wyciszające. Nie bez powodu kilkukrotnie miałem przy tych dźwiękach skojarzenia choćby z doomowym przygnębieniem pokroju My Dying Bride, do których to Afraid of Destiny może nie nawiązują w linii prostej, lecz ową rozpacz przelewają w dźwięki własne na podobnej zasadzie. Powolne harmonie, często zapętlone, szepczące głosy, plumkające w tle monotonne dźwięki pianina, to wszystko tworzy nastrój dryfowania ku nicości i ostatecznemu końcowi, a wkradające się weń szybsze fragmenty, oparte głownie na riffach tremolo, są niczym próbująca wyrwać się z ciała jeszcze przed wydaniem ostatniego tchnienia dusza. Mimo iż nie jestem przesadnym fanem tego typu muzykowania, stwierdzić trzeba, że w swojej niszy Włosi odnajdują się całkiem nieźle. „Contra Omnes” nie jest na pewno żadnym albumem przełomowym czy innym kamieniem milowym gatunku, jednak jest wystarczająco dobrym wydawnictwem, by poświęcić mu kilka chwil. Gdybym miał wskazać punkt szczytowy tego krążka, to myślę, iż na wyróżnienie zasługuje utwór ostatni, piętnastominutowy, wpadający początkowo w klimaty funeral doom’owe „Requiem In Do Diesis Minore”, eksplodujący w środkowej części niepohamowaną złością, by pod koniec przejść w melancholijne wyciszenie, po którym światło gaśnie i nie pozostaje nic. Jeśli tylko panowie częściej rozbudowywaliby swoje kompozycje w tej sposób, to ich muzyka sporo by moim zdaniem zyskała. Jestem przekonany, że maniacy depresyjnego grania będą tymi piosenkami ukontentowani i przytulą „Contra Omnes” mocno do serca. Ja sobie posłuchałem, było nieźle, ale wracać raczej nie będę.

- jesusatan


 

Afraid of Destiny

“Contra Omnes”

Talheim Rec. 2023

 

Afraid of Destiny is a band that’s been on the scene for over a decade, with four full-lenght albums and several minor releases. The Italians' latest brainchild is “Contra Omnes,” released almost two years ago, containing about fifty minutes of atmospheric black metal. As “atmospheric” can have various facets, it was the band's interpretation of this adjective that interested me most when I set about listening to the album in question. It turns out that this atmosphere is, in the case of Afraid of Destiny, quite depressive and melancholic. Indeed, their compositions, based on the backbone of traditional black metal at medium tempos, are filled with frequent slowdowns, acoustic passages or keyboard parts that build a sense of sadness and hopelessness. In fact, one could say that this album is such a pill for happiness, only in this case it is a remedy for the excess of joy. It is not without reason that several times with these sounds I had associations with, for example, doomy gloom of the likes of My Dying Bride, to which Afraid of Destiny may not refer in a straight line, but they pour  despair into their sounds sounds on a similar basis. Slow harmonies, often looped, whispering voices, monotonous piano sounds plummeting in the background, all this creates an atmosphere of drifting towards nothingness and the final end, and the faster fragments creeping in, based mainly on tremolo riffs, are like a soul trying to break out of its body before giving out its last breath. Although I’m not an exaggerated fan of this genre, it must be said that in their niche the Italians find themselves quite well. “Contra Omnes” is certainly no landmark album or another milestone, but it is a good enough release to spend a few moments on. If I had to point out the peak point of this album, I think that the last track deserves a mention, the fifteen-minute, initially falling into the funeral doom atmosphere “Requiem In Do Diesis Minore”, exploding in the middle part with unbridled anger, only to pass into a melancholic silence at the end, after which the light goes out and nothing remains. If only the gentlemen were to expand their compositions in this way more often, their music would gain a lot, in my opinion. I am sure that maniacs of depressive tunes will be satisfied with these songs and will hug “Contra Omnes” tightly to their hearts. I listened to it several times, it was not bad, but I am unlikely to return.

- jesusatan

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz