Enthroned Serpent
“At the Edge of Eden”
Mara Prod. 2024
Widzę, że Mara Production ocknęli się na dobre z
letargu wydawniczego, i po trzech wydawnictwach sprzed niecałych dwóch
miesięcy, atakują kolejną trójcą. Sprawdźmy zatem co my tutaj mamy (zamykam
oczy i na ślepo losuję z worka niespodzianek…). Enthroned Serpent pochodzą z
Grecji i działają na scenie, trzeba przyznać jednak że nie do końca
systematycznie, bo z przerwami, od dwa tysiące ósmego. W międzyczasie
zarejestrowali demo i EP-kę, by dziś przedstawić światu swój pełnowymiarowy
debiut. Jeśli powiem, że ci mieszkańcy Aten parają się black metalem, to wiem,
co sobie od razu pomyślicie. Że to musi być muzyka w stylu wczesnego Rotting
Christ, Varathron czy Necromantia. Też tak zakładałem. A tu, chuj, nieprawda.
Naleciałości greckiego black metalu, jeśli takowe daje się gdzieś wyłapać, są
na tym albumie naprawdę śladowe. Rządzi natomiast północ. Aczkolwiek, mimo iż
bardzo zauważalne są tutaj wpływy takich hord jak Emperor czy Immortal, to składników
w tej zupie jest zdecydowanie więcej, i bynajmniej nie pochodzą jedynie z
przepisów pradawnych. Poza bardzo thrashowym (w blackmetalowy tego słowa
znaczeniu) riffowaniu usłyszymy na tych nagraniach także nieco nowszej szkoły,
choćby pod postacią lekkich dysonansów. Nie brak też tradycyjnych tremolo, przy
których Norwegia, całościowo, kłania się nam w pas. Co mi się w tych
kompozycjach podoba, to fakt, że panowie całkiem fajnie kombinują i mieszają ze
sobą przeróżne pomysły. Nie to, żeby zaraz jakaś awangarda, co to, to nie.
Wszystko co słyszymy ma oryginalny blackmetalowy rodowód, jednak jest
przedstawione jakby z kilku ujęć. Posłuchajcie sobie dla przykładu czwartego na
płycie „Sepulchre’s Secret”, w którym tempo oraz sposób kostkowania zmienia się
przynajmniej kilkukrotnie. Grecy starają się zatem unikać schematów czy
przewidywalności, niejednokrotnie lawirując między motywami przewodnimi. Poza
jadowitym mrozem znajdziemy na „At the Edge of Eden” także kilka drobnych
dodatków klawiszowych czy przejść w rejony bardziej nastrojowe. W moich oczach
sposób umiejętnego dawkowania tych nieco spokojniejszych czy bardziej
melodyjnych partii świadczy o bardzo dobrym wyczuciu i smaku Enthroned Serpent.
Podobnie jak w przypadku brzmienia, które to bardziej zbliżone jest do tego z
gatunku bardzo selektywnych, lecz nie przekracza obowiązujących norm
przyzwoitości, zachowując dzięki temu odpowiedni chłodny odcień. Całość trwa
niemal pięćdziesiąt minut, ale możecie mi wierzyć, zlatuje jak z chuja
strzelił. Gór materiał ten nie przenosi, ale jest na pewno wart polecenia,
zwłaszcza maniakom gatunku. No i ma naprawdę niezłą okładkę, zatem można przy
okazji nacieszyć i oko. Silna pozycja.
-
jesusatan
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz