Burial
Oath
„The
Cycles Of Suffering”
Redefining Darkness Records 2024
To
już trzeci pełniak tej amerykańskiej brygady, a pierwsze moje z nią spotkanie.
Ci czterej panowie wysmażyli na nim siedem kawałków natury black metalowej,
choć daleko im do chłodów północy, ponieważ brzmieniowo bliżej tu do
słonecznego południa, pomimo że Burial Oath potrafi zaskoczyć zimnym tremolo. Podobnie
jest tutaj w charakterze ich rogacizny, która nie ziębi w ogóle i nie kąsa wcale,
lecz raczej próbuje miażdżyć i docisnąć nas do gleby, ale i to jej słabo
wychodzi, bo cherlawych punktów na tej płycie znaleźć można sporo. Jednym z
nich jest brak mocy w riffach i okresowych blastach, które tylko nieznacznie
podbija wysunięta do przodu perkusja. Kolejnym bladym elementem jest melodyka,
przypominająca swym wydźwiękiem produkcje Uada czy Mgły. Harmonie te płyną
ospale niekiedy w towarzystwie elektronicznego podkładu, a gdy przyspieszają to
w połączeniu z wrzaskliwymi wokalami kierują delikatnie „The Cycles Of
Suffering” w kierunku chwytliwych, szwedzkich wydawnictw jak choćby te sygnowane
niegdyś logiem Dissection. Amerykanie serwują niezbyt porywający black metal o
szczególnie ciepłej barwie, który często zmienia swe tempo, a tradycyjne
kostkowanie i wyłaniające się z niego tremolando, starają się urozmaicić
klimatycznymi zwolnieniami, które nierzadko przypominają pobrzdękiwania w stylu
„post”. Burial Oath stara się jak może, ale niestety nie porywa i nie potrafi
przyciągnąć do siebie szczególnej uwagi. Wszystko tu jakby zbyt sztampowe i
mocno zużyte. Jest jednak na „The Cycles Of Suffering” jedna perełka. Chodzi mi
bowiem o numer „Kingdom Of Fire”. Nieźle buja i chłoszcze niczym najlepsze
norweskie kapele, wykorzystując przy tym sporo punkowego sznytu. Utwór ten
zamyka ten krążek i mam nadzieję, że stanowi kierunek przyszłych nagrań tego zespołu,
bo na tych wyświechtanych melodyjkach to ten kwartet daleko chyba nie zajedzie.
shub
niggurath
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz