niedziela, 22 grudnia 2024

Recenzja Morvudd „Morvudd”

 

Morvudd

„Morvudd”

Independent 2024

Jeśli chodzi o black metal, to bydgoska ziemia wcale nie jest taka jałowa, jak mi się kiedyś wydawało. Wystarczy bowiem wspomnieć jedynie Dagorath czy Xarzebaal, by nie cofać się zbyt daleko w przeszłość. Okazuje się jednak, że w głębokich piwnicach tego miasta kryje się także twór o nazwie Morvudd. Zespół działa od trzech lat i całkiem niedawno dorobił się debiutanckiego demo, zatytułowanego po prostu „Morvudd”. Składają się na niego trzy numery o łącznym czasie około szesnastu minut. Zacznijmy może od tego, że muzyka tego zespołu jest o tyle surowa, co i jednocześnie odrobinę melancholijna. Nie mam tu bynajmniej na myśli klawiszowych efektów budujących przytłaczającą atmosferę, bowiem takowych na „Morvudd” nie uświadczycie. Twórczość zespołu oparta została bowiem na instrumentarium podstawowym, bez żadnych udziwnień. Bardziej chodzi mi o tworzoną atmosferę. Poza szybszym wstępem do „Otchłań”, większość demo utrzymana jest w tempie średnim. Same kompozycje natomiast należą do stosunkowo prostych, lecz z drugiej strony nie banalnych. Na pewno są dość melodyjne, ale na pewien smutny sposób. Stąd też wspomniana przeze mnie melancholia. Zdecydowanie najwięcej w tych dźwiękach wpływów skandynawskich, a jako pierwsze porównanie, które przyszło mi do głowy, wymienić mogę Sacramentum (zwłaszcza mocno szwedzko brzmią tremolo w „The Observer”, jedynym angielskojęzycznym utworze na tym wydawnictwie). „Pokusa” to z kolei kawałek, który kapkę zajeżdża mi rodzimą Mgłą. Co prawda mocno uproszczoną, jednak, ponownie, jego melodyka, brzmienie gitary, a i nawet sposób śpiewania kojarzyć się może nieco z autorami „Exercises In Futility”. Jeśli już o śpiewie wspomniałem, to nadmienić muszę, iż za wokale w Morvudd odpowiada przedstawicielka płci pięknej. No i teraz, kto mnie zna, już wie, że będą seksistowskie zjeby, nie? A chuja prawda, nie tym razem. Trzeba przyznać, że gdybym nie był świadomy wspomnianego faktu, niekoniecznie bym się zorientował, gdyż charkocze dziewczę całkiem srogo. Jednocześnie czytelnie, co pozwala zrozumieć to, co ma do przekazania. A teksty są naprawdę niebanalne, traktują „o czymś” i na pewno nie przypominają typowej grafomanii (o co w języku rodzimym nietrudno). Jako iż materiał to krótki, słucha się go w zasadzie „ na jedną nóżkę”, i powiem szczerze, że całkiem nieźle się przegryza zamiast nudzić (czego się nieco obawiałem). Oczywiście nie brak na nim mankamentów, aczkolwiek nie rzutujących na całość w sposób fatalny. Co mi się nie podoba? No choćby końcówka „Otchłani”, gdzie muzycy chyba nie do końca mieli pomysł na zamknięcie utworu i trochę zboczyli z myśli głównej, niekoniecznie w dobrym kierunku. I rzecz druga. Solówki. Tutaj jeszcze trochę trzeba sprawy dopracować, bo wyraźnie brakuje umiejętności. Brzmienie jak na demo jest jak najbardziej poprawne. Piwniczne i surowe, tak jak lubię. Jako całość „Morvudd” prezentuje się zatem bardzo solidnie i pozwala mieć nadzieje na poprawny rozwój w najbliższej przyszłości, tym bardziej, że muzycy zań odpowiedzialni to ludzie jeszcze bardzo młodzi. Poziom pierwszego demo uznaję zatem za zaliczony pozytywnie. Czekam na kolejny ruch.

- jesusatan




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz