wtorek, 10 grudnia 2024

Recenzja Genocide Kommando „Third World War”

 

Genocide Kommando

„Third World War”

Osmose Productions 2024

Kilka ładnych lat już istnieje ta francuska kapela, ponieważ pierwszą płytę wydali w 2002 roku, ale za to ich dwójeczka pojawiła się dopiero po dwudziestu latach przerwy. Niebawem, bo 27 grudnia wydadzą trzeci album, o którym właśnie mowa. Genocide Kommando kontynuuje na nim black metalową napierdalankę, której zadziorność można chyba śmiało porównać chociażby do Marduk. „Third World War” to zbiór dziesięciu pieśni wojennych, które atakują zacięcie przez czterdzieści minut. To szybkie i gęste riffy zaciągnięte zasmażką pod postacią łomoczących beczek i wyraźnie słyszalnego, grubego basu. Ta mieszanka tradycyjnego kostkowania, przeszywających tremolo oraz schizofrenicznych i piskliwych zagrywek pędzi dość szybko przed siebie, rozbijając w proch Niebieskie Zastępy, ale potrafi także chwilami klimatycznie zwolnić, rozgniatając również tym samym wspomniane, „pierzaste” oddziały na miazgę. Jednak przeważają tutaj te wartkie formy, z których wyłaniają się mroczne, wysokotonowe nuty, wprowadzając do tego materiału sporo szaleństwa i czerni. Na „Third World War” nie jest zimno, lecz gorąco i śmierdzi tu prochem, bo to nieustępliwa i soniczna machina bitewna, która swymi agresywnymi i bezwzględnymi narzędziami ma tylko jedno zadanie… wprowadzić satanistyczny porządek za wszelką cenę. Pomagają jej w tym zaklęcia, które wypluwa ze swoich „parszywych” ust Kommander Noktu, jątrząc i plując nienawiścią i bluźnierstwem. Szturmowy black metal na pełnych obrotach fundują Genocide Kommando. Sprawnie zagrany, wypełniony prostymi riffami, ale okraszony także pomysłowymi i momentami krótkimi wirtuozerskimi wtrąceniami, które urozmaicają tą niekiedy trochę nużącą swą jednostajnością naparzankę. Idealne aranżacje nie pozostawiają tu miejsca na żadne przypadki, jawiąc się jako perfekcyjnie zaprogramowana maszyna cyfrowa i ta właśnie „laboratoryjność” mi tu trochę przeszkadza. Niemniej jednak to mocne, militarne uderzenie, choć nieco nazbyt syntetyczne. Przelatuje jak wytworzona w atelier Nikoli Tesli błyskawica, pozostawiając po sobie zgliszcza i swąd spalenizny.

shub niggurath




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz