Genocide
Kommando
„Third
World War”
Osmose Productions 2024
Kilka
ładnych lat już istnieje ta francuska kapela, ponieważ pierwszą płytę wydali w
2002 roku, ale za to ich dwójeczka pojawiła się dopiero po dwudziestu latach
przerwy. Niebawem, bo 27 grudnia wydadzą trzeci album, o którym właśnie mowa.
Genocide Kommando kontynuuje na nim black metalową napierdalankę, której
zadziorność można chyba śmiało porównać chociażby do Marduk. „Third World War”
to zbiór dziesięciu pieśni wojennych, które atakują zacięcie przez czterdzieści
minut. To szybkie i gęste riffy zaciągnięte zasmażką pod postacią łomoczących
beczek i wyraźnie słyszalnego, grubego basu. Ta mieszanka tradycyjnego
kostkowania, przeszywających tremolo oraz schizofrenicznych i piskliwych
zagrywek pędzi dość szybko przed siebie, rozbijając w proch Niebieskie Zastępy,
ale potrafi także chwilami klimatycznie zwolnić, rozgniatając również tym samym
wspomniane, „pierzaste” oddziały na miazgę. Jednak przeważają tutaj te wartkie
formy, z których wyłaniają się mroczne, wysokotonowe nuty, wprowadzając do tego
materiału sporo szaleństwa i czerni. Na „Third World War” nie jest zimno, lecz
gorąco i śmierdzi tu prochem, bo to nieustępliwa i soniczna machina bitewna,
która swymi agresywnymi i bezwzględnymi narzędziami ma tylko jedno zadanie… wprowadzić
satanistyczny porządek za wszelką cenę. Pomagają jej w tym zaklęcia, które
wypluwa ze swoich „parszywych” ust Kommander Noktu, jątrząc i plując
nienawiścią i bluźnierstwem. Szturmowy black metal na pełnych obrotach fundują
Genocide Kommando. Sprawnie zagrany, wypełniony prostymi riffami, ale okraszony
także pomysłowymi i momentami krótkimi wirtuozerskimi wtrąceniami, które
urozmaicają tą niekiedy trochę nużącą swą jednostajnością naparzankę. Idealne
aranżacje nie pozostawiają tu miejsca na żadne przypadki, jawiąc się jako
perfekcyjnie zaprogramowana maszyna cyfrowa i ta właśnie „laboratoryjność” mi
tu trochę przeszkadza. Niemniej jednak to mocne, militarne uderzenie, choć
nieco nazbyt syntetyczne. Przelatuje jak wytworzona w atelier Nikoli Tesli
błyskawica, pozostawiając po sobie zgliszcza i swąd spalenizny.
shub
niggurath
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz