Ante-Inferno
„Death’s
Soliloquy”
Vendetta Records 2024
Ante-Inferno
to angielska kapela, która powstała w 2017 roku i kilka dni temu wydała swój
trzeci album. Jego wydźwięk sporo wyjaśniają słowa od wydawcy, które mówią, że
jak i w warstwie muzycznej oraz tekstowej „to podróż przez depresję i
beznadzieję, przez obsesyjne myśli o najbardziej makabrycznej naturze
człowieka, kłębiącej się wokół samozniszczenia i rozmyślaniu nad trawiącymi
koszmarami związanymi z niespełnionymi pragnieniami”. Tak więc nie dziwi
specjalnie wzniosłość i refleksyjność tutejszych akordów, które mają
odzwierciedlać te wszystkie uczucia ściśle związane z bólem ludzkiego
istnienia, który prowadzi często do depresji i w skrajnych przypadkach do
samobójstwa. Najnowsza płyta Ante-Inferno doskonale oddaje te emocje i ubiera
je w delikatnie pretensjonalne riffy, które płyną tutaj dość jednostajnie i
ubarwione są subtelnymi, smutnymi melodiami, objawiającymi się nie tylko w
głównym kostkowaniu, ale również w wypływających spomiędzy niego
wysublimowanych tremolo czy zdawkowych solówek. Niesie to wszystko ze sobą dość
chmurny i dołujący klimat, który niepozbawiony jest teatralnego dramatyzmu, co
ubogacają dwojakie wokale, prowadzące między sobą gorzki dialog. Nie tylko
jednak mamy na „Death’s Soliloquy” do czynienia z przepełnionymi czarną
melancholią riffami, bo Anglicy potrafią także zaskoczyć bardziej zdecydowanymi
formami, przypominającymi najlepszą szkołę skandynawską. Wpuszczają oni w ten
sposób do swojej muzy trochę zimnego powietrza, schładzając tym samym dość
duszne ciężkie brzmienie black metalu jaki grają. W tych momentach nuda
tutejszych, przydługich utworów, zamienia się w nieco ostrzejsze rytmy, które
nieźle bujają, ale i tak nie do końca ratują tą produkcję. Dziwny, sentymentalny
defowo-blekowy metal, który częstuje emocjonalnym ładunkiem promowanym we
współczesnych mediach, rozmiękczających na siłę młode pokolenia. Zupełnie bez
charakteru i całkowicie bezpłciowy.
shub
niggurath
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz