poniedziałek, 23 grudnia 2024

Recenzja Dreaming Death „Sinister Minister”

 

Dreaming Death

„Sinister Minister”

Lavadome Prod. 2024

Oho! Lavadome w końcu się obudzili. Dawno już nie było sygnału życia ze strony tej czeskiej wytwórni, aż pomyślałem przez chwilę, że poszli do piachu. Koniec bieżącego roku przyniósł jednak  pierwszą od długiego czasu aktywność, zatem z ulgą można stwierdzić, iż label nadal działa. Powrót do żywych w postaci debiutanckiej EP-ki Australijczyków z Dreaming Death to faktycznie mocne przebudzenie. Materiał ten jest bowiem prawdziwym przysmakiem, zwłaszcza dla maniaków staroszkolnego, deathmetalowego grania. Już samo otwarcie w postaci wstępu do „With the Blessing of the Dead” stawia sprawę jasno. Tylko głuchy bowiem nie zauważy tu bezpośredniego nawiązania do pierwszego albumu Death, a konkretniej do kawałka… no posłuchajcie sami. Taka mała, bezczelna zrzynka. „Sinister Minister” (wiadomo, że wszyscy kochamy rymy częstochowskie) to pięć kompozycji, dających razem jakieś dwadzieścia dwie minuty muzyki. W zasadzie nie ma tutaj żadnej filozofii, bo można, bez kozery, stwierdzić, iż jest to mieszanka wspomnianego przed chwilą Death z wczesnym Pestilence. Główną inspiracją płynącą z tego pierwszego zespołu są przede wszystkim linie gitar oraz solówki, bardzo mocno, a nawet mocniej, nawiązujące do początkowego etapu działalności Chucka. Od narcyza Mameliego Australijczycy z kolei zapożyczyli sposób wykorzystywania klawiszy, jako nienatrętne, acz zauważalne tło, artykulacji wokalnej, oraz w niektórych przypadkach charakterystycznej melodyki. Oryginalności na tej EP-ce tyle, co nasienia w jądrach po wytrysku, ale mi to akurat nie robi kompletnie żadnej różnicy. Ten materiał to kwintesencja muzyki w końcówki lat osiemdziesiątych, chwili, w której rodził się, lub zaczynał dojrzewać, gatunek zwany śmierć metalem. Przy okazji, brzmi to zajebiście, selektywnie ale w stu procentach organicznie, no nie ma co wybrzydzać. To taka pigułka, po której połknięciu zostaniecie przeniesieni w przeszłość i ponownie doświadczycie wszystkiego, czego sam byłem świadkiem, kiedy jeszcze leczyłem pryszcze na twarzy. Rozpływanie się nad tymi nagraniami nie ma sensu. Przytoczone powyżej porównania w zasadzie kończą temat. Sami zatem stwierdźcie, czy taki klon (jednakże zapewniam, że wyborny) jest wam do szczęścia potrzebny. Mi się tego słucha zajebiście.

- jesusatan




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz