Holy Death
„Triumph of Evil?”
Old Temple 2024
Jak już Eryk zapoczątkował reedycje Holy Death, to
wiedziałem, że w końcu nadejdzie też czas na wznowienie jedynki. Głównie
dlatego, że był to, przynajmniej w moim odczuciu, moment szczytowy w karierze krakowskiej
ekipy, i kolejne przypomnienie tych nagrań, zwłaszcza młodszemu pokoleniu, jest
niczym (nie)boskie przykazanie. „Triumph of Evil?” ukazał się pierwotnie w roku
dziewięćdziesiątym szóstym i stanowił solidny fundament blackmetalowej sceny
lat dziewięćdziesiątych w naszym kraju. Muzyka, którą panowie umieścili na tym
krążku to, można tak chyba poniekąd powiedzieć, ówczesna, polska odpowiedź na
Bathory. Tym zespołem Holy Death inspirowali się najbardziej, co słyszalne jest
w każdej przewijającej się tutaj kompozycji. Klasyczne riffowanie, surowość
oraz sposób budowania nastroju, stosowanie różnych sampli (zwłaszcza te konie
na wstępie do „Without Mercy”), nawet brzmienie gitar, to nic innego jak
spuścizna Quorthona z okresu „Under the Sign of the Black Mark” / „Blood Fire
Death”. Podobnie jak szwedzki projekt, Holy Death nie rozpędzali się do
nadnaturalnych szybkości a ich numery oparte były przede wszystkim na
konkretnych akordach i podtrzymywaniu złowrogiego klimatu. Nie jest to jednak
jedynie kalka, czy bezmyślna odtwórczość. Na płycie tej zespół tworzył muzykę
własną, opartą jedynie o najlepsze wzorce. Stąd też, poza wspomnianym Bathory,
znajdziemy tu fragmenty nawiązujące do Hellhammer albo wczesnego Samael
(zwłaszcza w dwóch ostatnich numerach). Czuć, że ta muzyka wypływała z jej
twórców w sposób szczery i naturalny, a najlepszym tego dowodem jest to, że
słuchając „Triumph of Evl?” dziś, stwierdzam, że w ogóle się ona nie
zestarzała, a minęło przecież prawie trzydzieści lat. Nadal jest to świeżo
brzmiący kawał black metalu na światowym poziomie. Ponadto, wydanie Old Temple
z bieżącego roku ma jeszcze jedną zaletę. Mianowicie, wzbogacone zostało o
dodatkowy dysk, na którym znajdziemy materiał demo „Triumph of Evil?” z Gerardem
Niemczykiem na gitarze. No i tego posłuchać musicie już sami, bowiem ścieżki
tego muzyka wprowadzają cały album jakby
w zupełnie inny wymiar. Nawet jeśli posiadacie któreś z wcześniejszych wydań
„Triumph of Evil?”, to wersję najnowszą warto nabyć właśnie choćby dla owego
bonusu. No to czy ja muszę jeszcze cokolwiek dodawać? Wspaniała rzecz.
-
jesusatan
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz