Arkhaaik
„Uihtis”
Eisenwald Rec. 2025
Trochę chłopakom zeszło na nagranie następcy „dʰg̑ʰm̥tós”.
Jak by nie liczyć, od chwili wydania debiutu minęło sześć długich lat. Jako iż
tamta płyta przeszła, przynajmniej moim zdaniem, mocno niezauważona, to
przypomnę może, że Akrhaaik to zespół tworzony przez ludzi udzielających się
między innymi w Dakhma, Kvelgeyst, Lykhaeon czy Ungfell. „Uihtis” to jedynie
cztery kompozycje, jednak dość długie, dające łącznie niemal pięćdziesiąt minut
muzyki. Muzyki dusznej, rytualnej, będącej nieoczywistym amalgamatem death i
black metalu, nie stroniącej od wpływów poza ramy wspomnianych gatunków
wykraczających. O ile na wspomnianym debiucie mieliśmy do czynienia głównie z
sączącą się smołą, zwalającym się na głowę gruzem i szamańskim klimatem, na
swoim nowym albumie muzycy pozwolili sobie na wpuszczenie do niej nieco więcej przestrzeni.
Bynajmniej nie mam na myśli, iż jest tu mniej mroku czy przerażającego
nastroju. Chodzi mi bardziej o to, iż kompozycje na „Uithis” są bardziej
wyraziste i poukładane, choć nierzadko mocno złożone i niejednowarstwowe.
Wspomnę tutaj jedynie o drobnych dodatkach, czy detalach, niemal przez cały
album przewijających się w tle, użytych oszczędnie, ale robiących niesamowitą
różnicę. Zresztą materiał ten odbiega od większości znanych rzeczy także w
sposób kompozycyjny. Podczas pierwszych odsłuchów można mocno się zdziwić,
głównie dlatego, że ciężko jest przewidzieć, w którą stronę za chwilę
poprowadzą nas te dźwięki. Jedno jest natomiast pewne, ścieżka Arkhaaik na
pewno nie wiedzie ku światłu. Album ten posiada jeden główny schemat. Jest nim
często pojawiający się rytualny rytm, przy którym można odnieść wrażenie, jakby
krąg szamanów odprawiał za naszymi plecami obrządki ku chwale pradawnego zła.
Odczucie silnego niepokoju potęgować mogą wokale, niczym ze świata duchów,
mamroczące, szczekające i krzyczące w obcych językach, oraz przewijające się
przez cały czas fragmenty rytualne. Jako iż słowo „rytuał” pojawia się tutaj po
raz kolejny, podkreślę jedną rzecz. O ile wiele płyt do podobnego klimatu
nawiązuje, tak „Uihtis” zdaje się swoistym rytuałem być! Jeśli miałbym z kolei
wskazać jakieś podobieństwa czysto muzyczne, to wspomnieć można o wymienionym
już na wstępie Dakhma. Niektóre harmonie gitarowe kojarzyć się też mogą z Bölzer,
zwłaszcza w szybszych partiach. Nie zmienia to jednak faktu, iż Arkhaaik
prezentują swój własny, niepowtarzalny styl, który na nowych nagraniach stał
się jeszcze wyraźniej uwypuklony. Mam tylko nadzieję, że album ten nie zostanie
ponownie zignorowany, bo na pewno wybija się ponad przeciętność pod każdym
względem.
-
jesusatan

Brak komentarzy:
Prześlij komentarz