czwartek, 7 sierpnia 2025

Recenzja Mjolne „Through Veils Of Time”

 

Mjolne

„Through Veils Of Time”

ATMF 2025

Mjolne to jednoosobowy twór założony przez perkusistę kapeli, która w 2002 roku zakończyła swoją karierę. Chodzi tutaj o Mactätus, czyli zespół, który reprezentował w latach dziewięćdziesiątych scenę norweskiego, symfonicznego black metalu. Mjolne kontynuuje poczynania swojego macierzystego projektu i dzierga bleczura, który nie nawiązuje do teatralnych wygłupów w stylu Dimmu Borgir, ale dostojnie w średnim tempie podąża w przestworza, racząc posępnymi melodiami. To dość masywne jak na black metal riffy, które, gdy wytracają prędkość, przechodzą w przytłaczające akordy, zbliżone bardziej do produkcji gotyckich niż szatańskiej muzyki z północy. Ogólnie rzecz biorąc „Through Veils Of Time” to zwyczajowa pozycja oparta na tremolo, tradycyjnym kostkowaniu oraz chwytliwościach wygrywanych na nieprzesterowanych strunach, która zadziwia spokojem i raczej refleksyjnym charakterem. Sięgając po nią rzadko będziecie mogli spotkać się z agresywnymi i diabolicznymi momentami, gdyż Mjolne stawia na kinowe harmonie, które zdrowo okrasił syntezatorowym podkładem. Towarzyszy on podstawowemu instrumentarium niemalże w każdej sekundzie tego krążka, podsycając kontemplacyjność kompozycji, które tylko niekiedy w parze z wokalami częstują nieprzyjaznymi zrywami. Większość tego materiału, to smutne i medytacyjne aranżacje, które swym monumentalizmem i epickością zmuszają do medytacji. Niestety debiut Mjolne jawi się jako dość „mydlane” dzieło, które nudzi, nie wzbudzając zainteresowania i na domiar złego, robi to aż przez 55 minut. Wszystkie numery są do siebie bardzo podobne i jako całość, brzmią prędzej jako ścieżka dźwiękowa do filmowej epopei niż black metal. Jeśli macie problemy z zasypianiem i szukacie kołysanek to bierzcie. Muzyczna melatonina.

shub niggurath




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz