Vindicator
„Whispers Of Death”
Independent 2025
Ci Amerykanie już jakiś czas grają, bo powstali w 2005 roku i razem z „Whispers Of Death” wydali pięć płyt. To co znalazłem na tym krążku to thrash metal o naprawdę ostrych krawędziach tnących. Czego by nie napisać o klasycznym thrashu, to nic nowego to nie wniesie, no chyba, że jest to jakiś modernistyczny bądź wyjątkowo techniczny jego odłam. Vindicator poczyna sobie w tradycyjnym stylu i bez zbędnych udziwnień, i ozdobników. Kwintet ten nie opierdala się w tańcu i jedzie do przodu na pełnych obrotach, ocierając się chwilami o speed metalowe maniery. To wysoce energiczna i kąsająca muza, która mknie do przodu, częstując szybkimi i rytmicznymi riffami, które przeplatają się z wartkim palm mutingiem i solówkami. Gitarzyści częstują całą gamą zagrywek i zawijasów, które gwarantują częstą zmianę akcji, co kreuje zupełnie nienużące kompozycje, przy okazji dające boleśnie w ryj w czym doskonale pomaga rześka sekcja rytmiczna i wzorcowe wokale, którym w chwytliwych refrenach towarzyszą chóralne pokrzykiwania. W ogóle „Whispers Of Death” to bardzo melodyjna, ale nie do przesady, produkcja, która oprócz łojenia skóry wniesie do życia każdego metalowca sporo radochy, bo panowie grzeją, ile sił, korzystając z fundamentów tej sztuki, nie oglądają się za siebie i bezceremonialnie prą do przodu. Twarde brzmienie, zdecydowane kostkowanie, niski basik i perfekcyjna perkusja o odpowiednio naciągniętych membranach, a wszystko w towarzystwie wściekłych wokaliz. Do tego inteligentne aranżacje, które niosą ze sobą nie tylko dzikie batożenie, ale również trochę mroku. Intensywny album, przypominający chwilami poczynania Hetfielda’a i jego kumpli na „Kill ’Em All”, ale mocno dociążony i delikatnie posypany siarką. Dwanaście ciosów i niezliczona ilość batów. Bardzo dobry thrash metal. Vindicator udowadnia, że ten gatunek jeszcze się nie zużył i potrafi dać w kość.
shub niggurath

Brak komentarzy:
Prześlij komentarz