środa, 29 kwietnia 2020

Recenzja Mácula / Extinction Remains Split


Mácula / Extinction Remains
Split
Defense Rec. / Mythrone 2019


Ależ mnie ten split zaskoczył! Byłem przekonany, że to jakiś szrot, zapychacz dorzucony do paczki wyłącznie dlatego, by liczba płyt była parzysta jak nie przymierzając ze Szkoły w TVP. Okazało się, że te dwie kompletnie nieznane mi dotychczas nazwy przyprawiły mnie o większe palpitacje niż zbyt silna kawa z rana. Po kolei jednak. Wydawnictwo otwiera brazylijska Mácula, prezentując trzy trwające łącznie nieco ponad kwadrans utwory. Już pierwszy z nich bardzo mocno zaskakuje i przykuwa uwagę. Rozpoczyna się bowiem powolnym, sludge'owym riffem w towarzystwie lekkiego dysonansu, przechodząc po chwili w szybszy crustowy fragment z bardzo ciekawym motywem w tle. Kiedy zdążymy już złapać się za głowę, około piątej minuty atakuje nas z kolei patent jak żywo wyjęty z Brujeriowego "Colas De Rata". I kiedy myślicie, że chłopaki nieźle pokombinowali, wszystko zmienia się jak w kalejdoskopie, gdyż do końca numeru mamy szybki, black metalowy riff, który może się kojarzyć z graniem francuskim. Uff... Pomyślicie zapewne, że takie połączenie może być z lekka niestrawne? Nic bardziej mylnego, wszystko tak idealnie się tu zazębia, że szczena bezwładnie opada aż do kolan. Na podłogę spada wraz z drugim na płycie "Travessia". Jest to nastrojowa, instrumentalna kompozycja bardzo mocno kojarząca się z fińskim Unholy czy Dolorian. Wieńczący dzieło "Muro de Palavras" to kolejne oblicze zespołu - crustowy death metal z riffami walącymi bezpośrednio po jajach jak Gołota. Brzmienie tych nagrań jest bardzo organiczne z łupiąco garażową perką, co jeszcze bardziej trafia w mój gust. Można jeszcze nadmienić, że teksty śpiewane są po portugalsku i oto mamy gotowy obraz twórczości Mácula. Jestem w autentycznym szoku, jak ci kolesie połączyli ze sobą teoretycznie gryzące się ze sobą gatunki w tak zgrabny i intrygujący kawałek muzyki. Ich rodacy z Extinction Remains kombinują nieco mniej, jednak także nie sposób określić ich połowy splitu jako jednolitą. Po krótkim introsie po skośnookiemu uderzają mocno doom metalowym riffem by za chwilę rozkręcić się do d-beatowego tempa. W tle świdruje pokręcona solówka i już wiadomo, że tutaj też będzie ciekawie. Pięć kompozycji tych panów to mieszanka klasycznego doom/death metalu z lat dziewięćdziesiątych z niewielkim dodatkiem szwedzizny a nawet Bolt Throwerowym sznytem (choćby pod koniec "Plastic Sea"). Sporo tu ciekawych rozwiązań, chwytliwych akordów i zaskakujących elementów wykraczających poza wymienione przed chwilą gatunki. Wokalista rzyga nieco głębiej niż u poprzedników sprawiając, że całość brzmi po prostu zajebiście ciężko. Kurwa, takie niespodzianki to ja uwielbiam. Ten split to doskonały dowód na to, że warto czasem sięgnąć po niepozorne wydawnictwo małego labelu, bo można przypadkowo odkryć małe diamenciki. Będę bardzo pilnie śledził poczynania obu tych zespołów i niecierpliwie czekał na ich kolejne nagrania. Zapoznajcie się z tym wydawnictwem, bo jest cholernie ciekawe.
- jesusatan

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz