Mácula
/ Extinction Remains
Split
Defense
Rec. / Mythrone 2019
Ależ
mnie ten split zaskoczył! Byłem przekonany, że to jakiś szrot,
zapychacz dorzucony do paczki wyłącznie dlatego, by liczba płyt
była parzysta jak nie przymierzając ze Szkoły w TVP. Okazało się,
że te dwie kompletnie nieznane mi dotychczas nazwy przyprawiły mnie
o większe palpitacje niż zbyt silna kawa z rana. Po kolei jednak.
Wydawnictwo otwiera brazylijska Mácula,
prezentując trzy trwające łącznie nieco ponad kwadrans
utwory. Już pierwszy z nich bardzo mocno zaskakuje i przykuwa uwagę.
Rozpoczyna się bowiem powolnym, sludge'owym riffem w towarzystwie
lekkiego dysonansu, przechodząc po chwili w szybszy crustowy
fragment z bardzo ciekawym motywem w tle. Kiedy zdążymy już złapać
się za głowę, około piątej minuty atakuje nas z kolei patent jak
żywo wyjęty z Brujeriowego "Colas De Rata". I kiedy
myślicie, że chłopaki nieźle pokombinowali, wszystko zmienia się
jak w kalejdoskopie, gdyż do końca numeru mamy szybki, black
metalowy riff, który może się kojarzyć z graniem francuskim.
Uff... Pomyślicie zapewne, że takie połączenie może być z lekka
niestrawne? Nic bardziej mylnego, wszystko tak idealnie się tu
zazębia, że szczena bezwładnie opada aż do kolan. Na podłogę
spada wraz z drugim na płycie "Travessia". Jest to
nastrojowa, instrumentalna kompozycja bardzo mocno kojarząca się z
fińskim Unholy czy Dolorian. Wieńczący dzieło "Muro de
Palavras" to kolejne oblicze zespołu - crustowy death metal z
riffami walącymi bezpośrednio po jajach jak Gołota. Brzmienie tych
nagrań jest bardzo organiczne z łupiąco garażową perką, co
jeszcze bardziej trafia w mój gust. Można jeszcze nadmienić, że
teksty śpiewane są po portugalsku i oto mamy gotowy obraz
twórczości Mácula. Jestem w autentycznym szoku, jak ci kolesie
połączyli ze sobą teoretycznie gryzące się ze sobą gatunki w
tak zgrabny i intrygujący kawałek muzyki. Ich rodacy z Extinction
Remains kombinują nieco mniej, jednak także nie sposób określić
ich połowy splitu jako jednolitą. Po krótkim introsie po
skośnookiemu uderzają mocno doom metalowym riffem by za chwilę
rozkręcić się do d-beatowego tempa. W tle świdruje pokręcona
solówka i już wiadomo, że tutaj też będzie ciekawie. Pięć
kompozycji tych panów to mieszanka klasycznego doom/death metalu z
lat dziewięćdziesiątych z niewielkim dodatkiem szwedzizny a nawet
Bolt Throwerowym sznytem (choćby pod koniec "Plastic Sea").
Sporo tu ciekawych rozwiązań, chwytliwych akordów i zaskakujących
elementów wykraczających poza wymienione przed chwilą gatunki.
Wokalista rzyga nieco głębiej niż u poprzedników sprawiając, że
całość brzmi po prostu zajebiście ciężko. Kurwa, takie
niespodzianki to ja uwielbiam. Ten split to doskonały dowód na to,
że warto czasem sięgnąć po niepozorne wydawnictwo małego labelu,
bo można przypadkowo odkryć małe diamenciki. Będę bardzo pilnie
śledził poczynania obu tych zespołów i niecierpliwie czekał na
ich kolejne nagrania. Zapoznajcie się z tym wydawnictwem, bo jest
cholernie ciekawe.
-
jesusatan
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz