Nurt
Ognia
"Świat
Stoi Wojną"
Self-released
2020
Prawdę mówiąc myślałem, że Nurt
Ognia to był jednorazowy wyskok Upiora z bydgoskiego Xarzebaal. Coś na zasadzie
bonusa, wydawnictwa z utworami nie pasującymi do głównych zespołów w których
chłop się udziela. No cóż, najwyraźniej mimo bardzo chłodnego odbioru
wspomnianego wydawnictwa koleś postanowił kontynuować ten nietypowy twór,
udowadniając, że ma w dupie opinię społeczną i nie nagrywa dla poklasku, tylko
dla kilku bardzo nielicznych pojebów, którzy te dźwięki łykają niczym kaczor
gnojówę. Jako iż jestem takim właśnie kaczorem, niezmiernie mnie cieszy fakt
obcowania z drugim dziełem przez duże G wspomnianego gentlemana. "Świat
Stoi Wojną" to cztery... Kurwa, chciałem użyć słowa kompozycje, choć chyba
nie do końca ten wyraz wydaje się w tym przypadku adekwatny. Numerowane bowiem
w kolejności chronologicznej "IV, "V", VI" i
"VII" to jakby fragmenty zapisu całkowicie improwizowanego teatru muzycznego,
ulicznego występu. Sztuki tworzonej pod wpływem chwili. Wspomniana improwizacja
jest tu bowiem matką, a przypadek ojcem pomysłów zawartych na tym krążku. W
zasadzie nic tu się pozornie nie trzyma ni kupy ni dupy. Brzmi jak szalone
wariacje zagrane na pufę i parapet zastępujący perkusję i w sumie nie do końca
daje się nawet zakwalifikować. Chuj wie czy to bardziej przypomina surowy jak
mięso spod napleta black metal, czy bliżej temu do chaotycznego industrialu.
Aby zrozumieć ten materiał trzeba chyba nadawać na podobnych falach co sam
Upiór, bo logicznie się tego ogarnąć nie da. Najwyraźniej jednak w tym
szaleństwie jest metoda, bo mnie to mimo wszystko rusza. Poszczególne kawałki,
mimo iż zdecydowanie mniej psychodeliczne i zróżnicowane niż te na debiucie,
wciągają z czasem jak bagno, wpływają do głowy przez usta, nos i uszy, by
ostatecznie pochłonąć całkowicie. Według mnie, największą zaletą tego materiału
jest niemożliwość porównania go bezpośrednio z czymkolwiek. Nie da się ukryć,
że jest to muzyka wręcz banalnie prosta, jednak jej klimat przypomina mi czasy
w których bardziej ceniło się szczerość twórców niż ich umiejętności. Jeśli
dodamy do tego wyjątkowo proste teksty, o ile oczywiście jesteśmy w stanie
wyłapać poszczególne, śpiewane w naszym narodowym języku fragmenty, to druga
EP-ka Nurtu Ognia jawi się czarno białą. Albo tą muzykę kochasz, albo
wysrasz do kibla i nawet nie podetrzesz dupy papierem toaletowym, bo tego
ostatnio ponoć deficyt. Ja zdecydowanie należę do tej pierwszej kategorii. Może
jestem nienormalny, jednak te dźwięki na swój sposób wprowadzają mnie w odmienny
stan umysłu i pozwalają się zresetować. Podoba mi się to przedsięwzięcie i to bardziej
niż przeciętnie.
- jesusatan
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz