poniedziałek, 20 kwietnia 2020

Recenzja Nurt Ognia "Świat Stoi Wojną"


Nurt Ognia
"Świat Stoi Wojną"
Self-released 2020


Prawdę mówiąc myślałem, że Nurt Ognia to był jednorazowy wyskok Upiora z bydgoskiego Xarzebaal. Coś na zasadzie bonusa, wydawnictwa z utworami nie pasującymi do głównych zespołów w których chłop się udziela. No cóż, najwyraźniej mimo bardzo chłodnego odbioru wspomnianego wydawnictwa koleś postanowił kontynuować ten nietypowy twór, udowadniając, że ma w dupie opinię społeczną i nie nagrywa dla poklasku, tylko dla kilku bardzo nielicznych pojebów, którzy te dźwięki łykają niczym kaczor gnojówę. Jako iż jestem takim właśnie kaczorem, niezmiernie mnie cieszy fakt obcowania z drugim dziełem przez duże G wspomnianego gentlemana. "Świat Stoi Wojną" to cztery... Kurwa, chciałem użyć słowa kompozycje, choć chyba nie do końca ten wyraz wydaje się w tym przypadku adekwatny. Numerowane bowiem w kolejności chronologicznej "IV, "V", VI" i "VII" to jakby fragmenty zapisu całkowicie improwizowanego teatru muzycznego, ulicznego występu. Sztuki tworzonej pod wpływem chwili. Wspomniana improwizacja jest tu bowiem matką, a przypadek ojcem pomysłów zawartych na tym krążku. W zasadzie nic tu się pozornie nie trzyma ni kupy ni dupy. Brzmi jak szalone wariacje zagrane na pufę i parapet zastępujący perkusję i w sumie nie do końca daje się nawet zakwalifikować. Chuj wie czy to bardziej przypomina surowy jak mięso spod napleta black metal, czy bliżej temu do chaotycznego industrialu. Aby zrozumieć ten materiał trzeba chyba nadawać na podobnych falach co sam Upiór, bo logicznie się tego ogarnąć nie da. Najwyraźniej jednak w tym szaleństwie jest metoda, bo mnie to mimo wszystko rusza. Poszczególne kawałki, mimo iż zdecydowanie mniej psychodeliczne i zróżnicowane niż te na debiucie, wciągają z czasem jak bagno, wpływają do głowy przez usta, nos i uszy, by ostatecznie pochłonąć całkowicie. Według mnie, największą zaletą tego materiału jest niemożliwość porównania go bezpośrednio z czymkolwiek. Nie da się ukryć, że jest to muzyka wręcz banalnie prosta, jednak jej klimat przypomina mi czasy w których bardziej ceniło się szczerość twórców niż ich umiejętności. Jeśli dodamy do tego wyjątkowo proste teksty, o ile oczywiście jesteśmy w stanie wyłapać poszczególne, śpiewane w naszym narodowym języku fragmenty, to druga EP-ka Nurtu Ognia jawi się czarno białą. Albo tą muzykę kochasz, albo wysrasz do kibla i nawet nie podetrzesz dupy papierem toaletowym, bo tego ostatnio ponoć deficyt. Ja zdecydowanie należę do tej pierwszej kategorii. Może jestem nienormalny, jednak te dźwięki na swój sposób wprowadzają mnie w odmienny stan umysłu i pozwalają się zresetować. Podoba mi się to przedsięwzięcie i to bardziej niż przeciętnie.
- jesusatan

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz