środa, 1 kwietnia 2020

Recenzja Esoctrilihum "Eternity of Shaog"


Esoctrilihum
"Eternity of Shaog"
I, Voidhanger Rec. 2020

Jeśli jeszcze jakimś cudem nie spotkaliście się do tej pory z nazwą Esoctrilihum, to jesteście mocno w plecy. Francuz napierdala bowiem płytami swojego jednoosobowego projektu jak pojebany a omawiany dziś krążek jest już piątym w dyskografii tego niecodziennego tworu. Mimo iż poprzedni album gdzieś mi uciekł w zalewie nowości, "piątka" na pytanie "Czy wiele się zmieniło?" odpowie zdecydowanie – nie! Asthagul nadal miesza style niczym malarz-wizjoner farby i tworzy z nich wielobarwny dźwiękowy pejzaż innego świata. Krążek rozpoczyna "Orthal", utwór  mimo iż krótki, zwiastujący, że wiele się tu będzie działo. I dzieje się. Brutalne death metalowe eksplozje mieszają się z black metalowymi, bardziej melodyjniejszymi chwytami by chwilę potem przejść w klimatyczne, uspokajające doomowe klimaty, zaskakiwać ciężkim riffem niespodziewanie przechodzącym w klimat atmosferycznego, leśnego metalu i znów uderzyć z zaskoczenia blastem. Akordy są raz proste jak konstrukcja cepa by za chwilę przeistoczyć się w niezłe połamańce  albo chwytliwe thrashowe patenty.  Nawet klawisze nie są na tej płycie oczywiste. Raz występują jako płynące w tle pasaże, kiedy indziej rysują w głowie kosmiczne wizje by w końcu pojawić się w towarzystwie klimatów niemal industrialnych. Znajdziemy tu sporo naprawdę popierdolonych rozwiązań, czy to na skrzypkach czy innych instrumentów, których chwilami nie jestem nawet w stanie zidentyfikować. Głęboki rzyg często zmienia się w blackowy krzyk, pojawiają się szepty i deklamacje. Chyba tylko gwizdania tu nie ma. Wystarczą dosłownie trzy utwory, by dostać kręćka i zacząć się w tym wszystkim gubić. Bo faktycznie w pierwszej chwili ciężko to wszystko ogarnąć, ale nigdy nie twierdziłem, że Esoctrilihum to muzyka łatwa i teraz też zdania nie zmienię. Momentami twórczość tego zespołu kojarzy mi się pod względem kompozytorskim z amerykańskim Ævangelist, nie wiem być może obaj panowie biorą te same tabletki, bo w obu przypadkach melodie tworzą równie chorobowy klimat. Ten krążek jest wręcz przebogaty w pomysły. Można by nimi obdarzyć kilka innych wydawnictw a i tak nic by nie stracił na wartości. "Eternity of Shaog" to płyta na wiele posiedzeń i zdaję sobie sprawę, że nie każdy przetrawi taką mieszankę wybuchową. Jeden się zakocha, inny dostanie sraczki, ale na pewno nikt nie przejdzie obok tego zespołu niewzruszony. Ja po około sześciu odsłuchach zaczynam się na dobrą sprawę dopiero wgryzać w drugie dno i myślę, że jeszcze sporo przede mną do odkrycia. Jeśli lubicie muzykę nieco bardziej wymagającą, to ten krążek jest dla was. Jedyne co mi się w tej płycie nie podoba, to okładka, choć w przypadku Esoctrilihum to już pomału tradycja.
- jesusatan

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz