czwartek, 16 kwietnia 2020

Recenzja Benighted "Obscene Repressed"


Benighted
"Obscene Repressed"
Season of Mist 2020

Zanim włączyłem nowy album Benighted próbowałem przypomnieć sobie, kiedy to ostatnio miałem przyjemność z nimi potańczyć. Z przerażeniem stwierdziłem, że był to krążek "Icon", wydany (kurwa, Dżisas ja pierdolę!) trzynaście lat wstecz! Trochę wstyd, ale trzeba przyznać, że moje priorytety muzyczne w ostatniej dekadzie krążyły nad innym rodzajem padliny. Czy zatem randka po latach się udała? A i owszem, nawet z wesołym finałem bym powiedział. Żabojady najwyraźniej należą do tego typu zespołu, co to pomimo upływu lat wciąż potrafi ostro zapierdolić, wydymać słuchacza w dupsko bez wazeliny i wcale nie potrzebuje do tego viagry. Słychać bowiem doskonale, że rzeźnicy machają swoimi maczetami w sposób wyjątkowo naturalny, nie wymuszony przez obecnie panujące na scenie trendy czy chęć przypodobania się komukolwiek. Już otwierający album numer tytułowy to siarczysty liść z wielkiej, otwartej graby prosto w pysk, zadany tylko po to, by zaraz poprawić z buta, łokcia i kolana. Panowie z Saint-Etienne nakurwiają decybelami po uszach aż krew spływa wartkim strumieniem po policzkach i brodzie. Mało tu spokojniejszych fragmentów, większość opiera się na maksymalnym nakurwianiu. Sporo tu chwytliwych akordów kojarzących się chwilami z Misery Index z najlepszych czasów, trochę hardcorowej skoczności ale przede wszystkim od chuja blastów szatkujących niczym świeżo naostrzona maszynka do krojenia kapusty. Nie ma litości, od początku do końca jesteśmy wystawieni na ostrą konfrontację z soniczną falą wkurwienia i nienawiści. Obcowanie z tą płytą można porównać do wrażeń towarzyszących rozszarpywaniu na strzępy przez wgłodniałe wilki. Owej torturze towarzyszą wściekłe wokale, raz rzygające, raz rozdzierające wysokimi tonacjami przechodzącymi w jakże charakterystyczne dla gatunku "świniaki" Bardzo podoba mi się brzmienie "Obscene Repressed", niby nowoczesne (czyli takie za jakim nie szaleję) jednak tak idealnie wyważone, że każdy akord, każde jebnięcie basu czy uderzenie w werbel dociera do rdzenia kręgosłupa powodując jego korozję. Jeśli do tego dorzucimy kilka elementów bardziej, hmmm... eksperymentalnych, typu sample czy inne wstawki, to o jakiejkolwiek nudzie, mimo dość jednostajnego charakteru całego krążka, możemy zapomnieć. Nie spodziewałem się aż takiego ciosu. Chyba będę musiał nadrobić zaległości i sięgnąć po wcześniejsze nagrania Benighted, bo najwyraźniej sporo straciłem. Po nowy materiał Francuzów sięgajcie bez wahania. Przeora was jak pług Pawlaka, przemieli niczym rozdrabniarka i rozrzuci wasze truchło po polu. Wpierdol pierwsza klasa!
- jesusatan

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz