środa, 22 kwietnia 2020

Recenzja Urwerk "Dämonstranz"


Urwerk
"Dämonstranz"
Werewolf Promotion 2020


Jest na naszej krajowej scenie kilku osobników, którzy cokolwiek by się nie działo po prostu nie potrafią spokojnie na dupie usiedzieć. Co jakiś czas łączą siły w różnych konfiguracjach wypluwając co raz to nowe projekty. W tym konkretnym przypadku pod szyldem Urwerk zła dokonać postanowiła trójca Diabolizer, Great Executor oraz Bloodwhip. Wspólnie nagrali cztery utwory zamakające się w nieco ponad dwudziestu minutach. Pomyślicie zapewne, że znów to samo, nic nowego. I tak i nie. Faktycznie, łatwo zgadnąć, że mamy tu do czynienia z surowym black metalem, tym razem okraszonym jednak sporą dawką niebanalnych, zimowych melodii. Wysunięte nieco do przodu beczki łomoczą i biją po uszach w mocno charakterystycznym i rozpoznawalnym stylu, rytmicznie niczym tłoki w diabelskiej maszynie do zabijania. Gitary wycinają lodowate i niesamowicie wciągające riffy, ostre niczym skalpel chirurgiczny, trochę w stylu norweskim, trochę francuskim. Nie ma jednak najmniejszego sensu rozkładać tych kompozycji na mniejsze fragmenty, gdyż są one tak przemyślane i sensownie poukładane, że tworzą spójną całość i płyną mocno do przodu niczym rwisty, górski potok. W każdym zakamarku tej muzyki czai się prawdziwe, niemal namacalne zło. Bardzo dużo tu intrygujących harmonii, co najważniejsze, wcale nie takich oczywistych i często mocno zaskakujących. Urwerk gnają przeważnie szybko przed siebie, zwalniając jedynie w nielicznych fragmentach. W nich z kolei intrygujące melodie w tle wygrywa bas, hipnotyzujący wręcz swoim dostojeństwem Zresztą to, jak ten instrument brzmi na "Dämonstranz " to jest mistrzostwo świata. Będąc przy brzmieniu zaznaczyć należy, iż pomimo piwnicznego charakteru tej demówki żaden dźwięk nie jest tu ulotny czy schowany. Jakby tego było mało, Wielki Egzekutor zrobił tu chyba najlepsze wokale w swojej karierze. Wrzeszczane przez niego po niemiecku teksty sprawiają że całość jest jeszcze bardziej jadowita i agresywna, kompletnie obłąkana. Kurwa, to są tylko cztery numery, lecz tak intensywne, że ciężko mi się pozbierać z podłogi. Gdy ten materiał dobiega końca czuję się jakby przejechał po mnie ponabijany kolcami lodowy walec. Zawartość "Damonstranz" to czysta kwintesencja black metalu, takiego za który można sprzedać własną matkę, żonę i dorzucić kochankę w gratisie. Dla mnie materiał z gatunku doskonałych.
- jesusatan

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz