piątek, 10 kwietnia 2020

Recenzja MALIST „To Mantle the Rising Sun”


MALIST
„To Mantle the Rising Sun”
Northern Silence Productions 2020


Malist to one man band z kraju Władimira Władimirowicza powstały w 2017 roku, kiedy to odpowiedzialny za niego, dręczony wewnętrznym przymusem Ovfrost postanowił szerzej przedstawić swoje muzyczne wizje. „To Mantle…” to drugi album zespołu, którego premiera przewidziana jest na 24 kwietnia 2020 roku. Nie potrafię niestety powiedzieć nic o pierwszej płycie tego projektu, gdyż najzwyczajniej w świecie jej nie słyszałem, ba nie wiedziałem nawet, że taki twór jak Malist w ogóle gdzieś tam egzystuje. Dobra wystarczy, bo jeszcze ktoś pomyśli, że się tłumaczę. Teraz parę słów o muzyce. Materiał ten to dosyć solidny Black Metal, który łączy w sobie tradycyjny charakter II fali czarciego grania z bardziej aktualnymi, nowoczesnymi, atmosferycznymi, nierzadko atonalnymi elementami. Jadowita siara miesza się tu z nostalgicznymi, melancholijnymi akcentami i niepokojącym, z lekka depresyjnym klimatem. Pojawia się tu także szczypta dysonansowych zagrywek i lekko progresywnych patentów, które dobrze wplatają się w te dźwięki, nie tępiąc jednocześnie ich ostrza. Jakiś tam klimacik też tu jest. Przygnębiający, momentami złowieszczy i apokaliptyczny. Słychać, że Ovfrost to niezły kompozytor i sprawny instrumentalista. Zwłaszcza wiosła przyjemnie rzeźbią. Przestrzenne, mocne brzmienie z odpowiednią porcją ołowiu na gitarach sprawia, że płyty słucha się bezproblemowo, przyjaźnie, w atmosferze wzajemnego szacunku i zaufania. Dla mnie to płytka na trzy, ewentualnie cztery przesłuchania, ale zwolennicy atmosferycznego i zarazem jadowitego Black Metalu mogą już teraz odkładać dutki i składać zamówienia. „To Mantle the Rising Sun” to bowiem płytka skrojona idealnie dla nich. 

Hatzamoth 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz