środa, 15 kwietnia 2020

Recenzja Wombbath "Choirs of the Fallen"


Wombbath
"Choirs of the Fallen"
Soulseller Rec. 2020

Kiedy sięgałem po tą płytę, nie oczekiwałem absolutnie niczego. Co prawda nagrany ponad ćwierć wieku temu "Internal Caustic Torment" pozamiatał mną w owych czasach doszczętnie, lecz dokonania zespołu nagrane po jego reaktywacji (o ile w ogóle tak możemy nazwać powrót Hakana Stuvemarka z kompletnie nowym składem) wrażenia na mnie robiły mieszane. "Choirs of the Fallen" to już czwarty pełen krążek Szwedów i chyba ostatni, którego chciało mi się posłuchać. Nie dlatego, że jest to płyta zła. Dlatego, że jest nieprzyzwoicie przeciętna. Zawartych na krążku dziesięć utworów to w zasadzie... standardowy, szwedzki death metal. I tu mógłbym postawić kropkę i iść w pizdu na piwo. Każdy bowiem wie, że jak Szwecja, to d-beaty, że piasek na strunach, że sporo rytmicznych akordów i dość typowy wokal. No i Wombbath ni chuja się poza tą uproszczoną definicję nie wybija. Ich utwory przypominają pracę magisterską typowego w dzisiejszych czasach studenta, który poszpera w Internecie i metodą "kopiuj / wklej" pierdolnie sobie lekki plagiacik. No i wszystko spoko, tylko po chuj ciągnąć to pod nazwą Wombbath, skoro obecny wokalista bardziej intryguje długością brody niż głosem a i reszta składu zmienia się jak w kalejdoskopie. Śmierdzi mi to totalnie odcinaniem kuponów i nie zaprzeczę, że mogę być faktycznie przez to lekko uprzedzony. Natomiast już faktem niezaprzeczalnym jest, że obecne oblicze zespołu jest do pierwowzoru tak podobne jak bracia w "Bliźniakach" z Arnoldem. Mimo wszystko dałem chłopakom szansę. Tylko że już przy trzecim kawałku zacząłem ziewać a pod koniec ósmego obudziła mnie żona, że niby dziecko się śmieje z mojego chrapania. Z "Choirs of the Fallen" wieje nudą. Już nawet nie powiem, że wszystko jest przewidywalne, bo tego łatwo się chyba domyśleć.  Jeśli komuś ta płyta się podoba, to ja to rozumiem, bo sam potrafię chwilami być bezkrytyczny w stosunku do naśladowców Blasphemy czy innego gówna. Jeśli ktoś kocha  Szwedziznę to nowy Wombbath zaserwuje mu coś na ząb.  Ja, sięgając po tą płytę nie oczekiwałem absolutnie niczego. I faktycznie, niczego konkretnego nie otrzymałem. Straszne popłuczyny.
- jesusatan

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz