Wombbath
"Choirs of the Fallen"
Soulseller Rec. 2020
Kiedy
sięgałem po tą płytę, nie oczekiwałem absolutnie niczego. Co prawda nagrany
ponad ćwierć wieku temu "Internal Caustic Torment" pozamiatał mną w
owych czasach doszczętnie, lecz dokonania zespołu nagrane po jego reaktywacji
(o ile w ogóle tak możemy nazwać powrót Hakana Stuvemarka z kompletnie nowym
składem) wrażenia na mnie robiły mieszane. "Choirs of the Fallen" to
już czwarty pełen krążek Szwedów i chyba ostatni, którego chciało mi się
posłuchać. Nie dlatego, że jest to płyta zła. Dlatego, że jest nieprzyzwoicie
przeciętna. Zawartych na krążku dziesięć utworów to w zasadzie... standardowy,
szwedzki death metal. I tu mógłbym postawić kropkę i iść w pizdu na piwo. Każdy
bowiem wie, że jak Szwecja, to d-beaty, że piasek na strunach, że sporo
rytmicznych akordów i dość typowy wokal. No i Wombbath ni chuja się poza tą
uproszczoną definicję nie wybija. Ich utwory przypominają pracę magisterską
typowego w dzisiejszych czasach studenta, który poszpera w Internecie i metodą
"kopiuj / wklej" pierdolnie sobie lekki plagiacik. No i wszystko
spoko, tylko po chuj ciągnąć to pod nazwą Wombbath, skoro obecny wokalista
bardziej intryguje długością brody niż głosem a i reszta składu zmienia się jak
w kalejdoskopie. Śmierdzi mi to totalnie odcinaniem kuponów i nie zaprzeczę, że
mogę być faktycznie przez to lekko uprzedzony. Natomiast już faktem
niezaprzeczalnym jest, że obecne oblicze zespołu jest do pierwowzoru tak
podobne jak bracia w "Bliźniakach" z Arnoldem. Mimo wszystko dałem
chłopakom szansę. Tylko że już przy trzecim kawałku zacząłem ziewać a pod
koniec ósmego obudziła mnie żona, że niby dziecko się śmieje z mojego
chrapania. Z "Choirs of the Fallen" wieje nudą. Już nawet nie powiem,
że wszystko jest przewidywalne, bo tego łatwo się chyba domyśleć. Jeśli komuś ta płyta się podoba, to ja to
rozumiem, bo sam potrafię chwilami być bezkrytyczny w stosunku do naśladowców
Blasphemy czy innego gówna. Jeśli ktoś kocha
Szwedziznę to nowy Wombbath zaserwuje mu coś na ząb. Ja, sięgając po tą płytę nie oczekiwałem
absolutnie niczego. I faktycznie, niczego konkretnego nie otrzymałem. Straszne popłuczyny.
-
jesusatan
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz