wtorek, 28 kwietnia 2020

Recenzja INVOCATION „Attunement to Death”

INVOCATION 
„Attunement to Death” (EP) 
Iron Bonehead Productions 2020 


To jeszcze nie jest pełny album chilijskiej hordy, jednak pewien zauważalny postęp jest. Poprzednia, wydana w 2018 roku EPka zawierała 10 minut muzy a tegoroczne wydawnictwo, również EPka to już nieco ponad 30 minut, widać zatem tendencję wzrostową. Cieszy mnie to niezmiernie, gdyż „The Mastery of the Unseen” wstrząsnęła mną dogłębnie, a zawarty na niej złowieszczy, ponury Old School Death Metal utrzymany w najlepszej tradycji gatunku totalnie mnie zbeształ. Nie inaczej zresztą jest z „Attunement to Death”. To wydawnictwo również spuściło mi totalny łomot i sponiewierało okrutnie. Muzyka zawarta na tym materiale, to ponownie ciężki, mistyczny, duszny, nasycony drobinkami gruzu, niemal rytualny Śmierć Metalowy walec, który miażdży bezlitośnie. „Attunement to Death” to gęsta, klaustrofobiczna, przepełniona okultyzmem miazma powykręcanych, nawiedzonych dźwięków złożona z gniotących barbarzyńsko beczek, ołowianego basu, rozrywających riffów i bluźnierczych, głębokich wokaliz dobiegających z przepastnych, piekielnych czeluści. To autentyczna apoteoza zła, gloryfikacja śmierci, zniszczenia i zepsucia wszelakiego. Przy całym zagęszczeniu zawartych tu wałków słychać, że korzenie muzyki Invocation leżą głęboko w klasycznym Death i Thrash Metalu starej szkoły. Robi mi ta przecudnej urody płytka przeokrutnie dobrze. Chilijczycy od początku swej twórczości wyznaczają przysłoniętą mrokiem ścieżkę prowadzącą ku jądru ciemności, którą ja z lubością za nimi podążam w szalonym, hipnotycznym uniesieniu. Zajebista rzecz. Kolejne wydawnictwo to już musi być duży album, innej kurwa opcji nie ma! Jeżeli ponownie będzie to jakiś mniejszy format, to jak babcię kocham, pojadę do Chile i jakem Hatzamoth, cytując pewien kultowy fragment filmu „zrobię im z dupy jesień średniowiecza”. 

Hatzamoth

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz