środa, 29 kwietnia 2020

Recenzja Black Rock "Arcane Remorseless"


Black Rock
"Arcane Remorseless"
Defense Rec. / Mythrone 2019

Jak myślicie, jaki rodzaj muzyki może skrywać się na płycie opatrzonej taką okładką? Ja, szczerze mówiąc, miałem dość konkretne podejrzenia, mimo iż z nazwą zespołu spotkałem się po raz pierwszy w życiu. Nie lubię się mylić i na szczęście tym razem nic takiego nie nastąpiło. Black Rock to duet z Finlandii, który za cel życiowy postawił sobie nagranie muzyki bardziej Hellhammerowej niż sam Hellhammer. Osiem umieszczonych na tym krążku kompozycji to nic innego jak jeden wielki tribute dla tej kultowej szwajcarskiej załogi. Obcujemy tu zatem z muzyką banalnie wręcz prostą, która dawno temu przełamywała wszelkie bariery i do dziś dla niejednego maniaka jawi się niczym wielki totem na poletku black metalowym. Finowie nawet nie starają się wprowadzać do swoich kompozycji żadnych nowatorskich elementów. Wszystko co tu usłyszycie zaczerpnięte zostało z niewysychającego, bijącego nadal obfitym strumieniem plugastwa źródła. Gitary brzmią identycznie jak na demówkach Hellhammer, wokal jak żywo przypomina manierę Toma G. Warriora a poszczególne utwory to niemal kalka pomysłów z "Triumph of Death" czy "Satanic Rites". Jaki jest zatem sens słuchania czegoś, co już z założenia jest kalką dobrze znanych szlagierów? Ci, którzy znają odpowiedź na to pytanie, będą dokładnie wiedzieć czy sięgnąć po "Arcane Remorseless" czy tą płytę najzwyczajniej olać. Dla mnie jest to bardzo przyjemna podróż w czasie, bo takich klonów mogę słuchać na potęgę, zwłaszcza jeśli prezentują tak solidny poziom jak Black Rock. Jedynym mankamentem tego trwającego nieco ponad pół godziny materiału są bębny. Nie do końca przekonuje mnie ich brzmienie oraz sam styl gry pałkera. Chwilami mam wrażenie, że chłop się zaciął albo zbytnio zadumał i powtarza w kółko ten sam, trzy sekundowy patent. Jasne, zdaję sobie sprawę, że chodzi o prostotę, ale właśnie dlatego na początku wspomniałem o byciu bardziej Hellhammerowym niż sam wzór. Są to jednak nieliczne dołujące ten materiał fragmenty. Jestem pewny, że każdemu kto wychował się na piwnicznych dźwiękach ekipy Warriora ten materiał przypadnie do gustu. Poszukiwaczom nowości czy czegoś bardziej modnego polecam natomiast zakup na przykład nowego numeru Glamour.
- jesusatan

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz